niedziela, 29 listopada 2015

Paweł Świątek wystawia Calderona & Krzysztof Jasiński z Wyspiańskim & Agata Duda - Gracz i Wolfgang Hildesheimer





Calderon de la Barca/Juliusz Słowacki, Książe niezłomny, Paweł Świątek, Teatr Jaracza w Łodzi.

 Bardzo dobra oprawa muzyczna Dominika Strycharskiego, który zaprezentował elektroniczną muzykę eksperymentalną i fantastyczne niczym z Mad Maxa kostiumy Karoliny Mazur.

Bohaterem opowieści jest infant, syn portugalskiego króla Don Fernand, który umiera w niewoli w 1443 r. ponieważ nie zgodził się oddać Maurom Ceuty, co było warunkiem jego uwolnienia. Postać jest fikcyjna, zinterpretowana przez Słowackiego jako samotny romantyczny bohater w niezłomności swojej poświęcający się dla chrześcijańskiej ojczyzny. Scenografia nawiązywała do współczesnego pola walki na Bliskim Wschodzie. Skupiłem się jednak na walorach historycznych przedstawienia, próbując ustalić na ile historia przedstawiona przez poetów jest zgodna z dziejami. Jan I Dobry z dynastii Avis (1385-1433) w 1415 r. zdobywa Ceutę, ważny port w Maroku, co otwierało możliwości kontroli handlu z Maghrebem (północną Afryką). Portugalia nie mogąc rozwijać się w kierunku lądowym z powodu konkurencji Aragonii, Kastylii i Królestwa Leon wybiera drogę ekspansji morskiej. Syn Jana Dobrego Henryk Żeglarz uczyni z małej Portugalii morskie mocarstwo wyznaczając jej kierunek rozwoju ku afrykańskiemu wybrzeżu. Ceuty nigdy się Maurom nie udało odzyskać. Ten ważny port ostatecznie zostanie uznany w 1688 r. za hiszpański, a w 1956 r. wejdzie w skład niepodległego Maroka. Kiedy zatem  Don Fernand mógł trafić do niewoli ? Otóż za panowania następcy Jana I Dobrego Edwarda I Avis (1433-1438) ma miejsce nieudana wyprawa Portugalczyków przeciwko Maurom na Tanger i Arzil. Wtedy właśnie Don Fernand mógł trafić do niewoli. Zachęceni zwycięstwem Arabowie mogli zaproponować jeńcowi uwolnienie w zamian za poddanie Ceuty. Po Edwardzie tron objął Alfons V Afrykańczyk. Swój przydomek zawdzięczał zwrotowi portugalskiej polityki ku Afryce (Henryk Żeglarz nigdy nie był królem). Niestety, gdy wstępował na tron miał zaledwie 6 lat. Władzę w jego imieniu sprawował regent Piotr (książę Coimbry), który zajęty polityką wewnętrzną i korzystnym dla mieszczaństwa lizbońskiego handlem europejskim, był przeciwnikiem morskiej ekspansji. Nie mógł zatem przedsięwziąć wyprawy przeciwko Maurom, co mogłoby uwolnić Don Fernanda, który w końcu zmarł w niewoli.






Wolfgang Hildesheimer, Maria Stuart, Agata Duda Gracz, Teatr Ateneum z Warszawy, Festiwal Kultury Chrześcijańskiej.

Maria I Stuart (1543-1587) córka króla Jakuba V, jako że wstępując na tron Szkocji była dzieckiem, władzę w jej imieniu sprawowała matka Maria de Guise. W tym czasie w Europie trwały zacięte walki między obozem katolickim, a protestanckim. W tym czasie za ostoję katolicyzmu uważano głównie Hiszpanię i Francję, zaś reformacja zatriumfowała w pełni w Anglii. W Szkocji szlachta dążąc do sekularyzacji dóbr kościelnych popierała kalwinizm i znalazła poparcie  Anglii.  Katoliczka Maria de Guise wezwała  więc na pomoc Francję. Wojna zakończona traktatem edynburskim w 1560 r. doprowadziła do wycofania się interwentów francuskich i angielskich tak, że szlachta szkocka uzyskując wolną rękę zaprowadziła w państwie kalwinizm (szkocki prezbiterianizm). W 1561 r. Maria Stuart po powrocie z Francji objęła rządy osobiste. Od razu znalazła się w konflikcie z konserwatywną szlachtą i kalwińskim kaznodzieją Johnem Knoxem ( 1505-1572). Królowa Maria mimo, że była katoliczką, przesiąknięta była duchem francuskiego renesansu, co stawiało ją w opozycji do surowego prezbiterianizmu. Maria Stuart poprosiła więc o pomoc Hiszpanię. Król Hiszpanii Filip II oraz wódz i admirał Don Juan d'Austria chcieli związać się dynastycznie z katolicką królową Szkocji, która dodatkowo miała ten polityczny walor (oprócz waloru urody), że mogła legalnie ubiegać się o tron Tudorów w Anglii. Gdy wybucha w Szkocji przeciwko Marii powstanie sprowokowane jej okrucieństwem (zamordowanie sekretarza królowej Rizziego i króla Darnleya, oraz ślub z mordercą króla) musiała uciekać do Anglii i prosić o pomoc królową Elżbietę.
Gdy tylko Maria przekroczyła granicę w 1568 r. od razu została aresztowana, stając się więźniem stanu królowej Anglii. Królowej Elżbiecie udaje się stłumić katolickie powstanie w Anglii, przeprowadzić krwawe represje, za co została ekskomunikowana przez papieża Piusa V w 1570 r, i zawrzeć traktat przymierza z królem Szkocji Jakubem VI. Jakub VI był synem Marii Stuart i nie interesował się losem uwięzionej matki. Maria Stuart była bardzo niewygodnym więźniem, gdyż była narzędziem katolickiej reakcji, ciągle nadzieją papieża i Hiszpanii na obalenie Elżbiety i wrogiem politycznym protestanckiej monarchii Tudorów. Maria Stuart została stracona 8 lutego 1587 r. Sztuka teatralna opisuje ostatnie chwile szkockiej królowej tuż przed spotkaniem z katem.  Błąd polityczny i życiowy tej kobiety polegał na tym, że nie potrafiła dogadać się ze swoją szlachtą, zawrzeć sojuszu z Elżbietą, oraz to że była okrutnym i bezmyślnym władcą.





Stanisław Wyspiański, Wędrowanie - część III Akropolis, Krzysztof Jasiński, Teatr Stu z Krakowa, Festiwal Kultury Chrześcijańskiej.

Jak wyjaśniał Krzysztof Jasiński "Wesele" rozgrywa się na poziomie realnym, społeczno - politycznym (symbol chaty w Bronowicach), "Wyzwolenie" na poziomie wirtualnym ( rozgrywa się w teatrze) zaś trudny "Akropolis" dzieje się z matrixie (symbolem jest tu Wawel), w świecie nie istniejącym. Po co Wyspiański zadał sobie ten cały trud ? Na czym tu polega geniusz twórczy ? Myślę, że Wyspiański pozazdrościł romantykom nieznanej dzisiaj zupełnie ambicji stworzenia wielkiego, natchnionego  dzieła, które by opisywało świat. Trzeba było wysiłku, talentu i erudycji, oraz pełnego poświęcenia się sztuce by stworzyć takie dramaty. Język poetycki dramatów Wyspiańskiego miał pomóc sięgnąć do głębszych treści. Oczywiście spektakle może za wyjątkiem "Wesela" ogląda się z pewnym trudem. Dzisiaj nikt już nie pisze literatury w sposób totalny. Wobec dzieła Wyspiańskiego dzisiejszy realizm, hiperrealizm czy eksperyment wydaje się miałki, służący tylko rozrywce. Współczesne spektakle ogląda się raz, chyba, że wybierzemy się na komedie. Wyspiańskiego podobnie jak Gombrowicza oglądać można wielokrotnie.

Znaczenie "Wyzwolenia" polega na koncepcji "teatru w teatrze" (aktorzy występują na scenie, która jest dopiero dekorowana w trakcie przedstawienia), neoromantyzmie (wskrzeszony został Konrad z "Dziadów"),  oraz podjęciu tematyki niepodległości Polski w czasach kiedy ten cel wydawał się odległy. Polacy u progu XX wieku chcieli wiedzieć czy przez następne 100 lat Polska będzie pod zaborami, próbowali odczytać przyszłość wsłuchując się w głos natchniony Wyspiańskiego. Takie oczekiwania były też wobec Tetmajera. Wyobraźmy sobie, że jesteśmy Polakami z początku poprzedniego stulecia. Enigmatyczność przekazu Wyspiańskiego oraz nowatorstwo "teatru w teatrze" wydają się dzisiaj najatrakcyjniejsze w "Wyzwoleniu". Autor opowiada o Polsce jako tworze myślowym w odniesieniu do przemijania, śmierci, wieczności. Idąc na "Wyzwolenie" nie należy spodziewać się debaty politycznej.

"Akropolis" rozgrywa się na Wawelu w noc Zmartwychwstania, gdzie ożywione zostają postacie z rzeźb i gobelinu. Dyskutuje się tu o Polsce, kwestiach moralnych, o miłości w odniesieniu do świata biblijnego i antycznego. Poprzez wpisanie "tematyki polskiej" w symbolikę biblijną i mitologiczną autor osiąga ponadczasowość i uniwersalność.

 

WSZYSTKIM CZYTELNIKOM BLOGA ;) ŻYCZĘ ŚWIĄTECZNEGO WYCISZENIA.
Blog będzie miał przerwę świąteczną od 30 listopada do 10 stycznia 2016 r.



  • zdjęcia z Sewilli
  • i Kraków

sobota, 21 listopada 2015

The Dumplings





Koncert zespołu Dumplings w Klubie Wytwórnia w Łodzi

The Dumplings jest bardzo młodziutkim zespołem, grającym łagodne, minimalistyczne electro dla najmłodszego pokolenia wrażliwej młodzieży. I nie tyle muzyka ile ten styl wrażliwości jest dla mnie intrygujący. Przy natłoku informacji i wiadomości płynących ze świata, podzielna ludzka uwaga musi dokonywać ich selekcji, jedne dane przetwarzać głębiej, inne płyciej, jeszcze inne po prostu odrzucać. Nie można bowiem na równi zaangażować się we wszystko co się dzieje i co mogłoby nas zainteresować. Najłatwiej to zjawisko zaobserwować w obszarze społeczno-politycznym, bo jest on dla nas wspólny. Są ludzie mocno "wkręceni" w  wojnę polsko-polską, mają przećwiczone reakcje obronne i ataki dotyczące sporów wokół polskich spraw publicznych. Osoby te bardzo niechętnie podejmują się dyskusji na tematy globalne, a sprawy międzynarodowe analizują tylko pod kątem polskiej racji stanu. Obecna rządząca formacja polityczna w Polsce wydaje się reprezentować tą grupę najlepiej. Są ludzie, którzy dziwią się, że można brać się za jakiekolwiek analizy z pominięciem podłoża ekonomicznego inni natomiast wprost przeciwnie - demonstracyjne pomijają gospodarkę a koncentrują się na  kwestiach związanych z prawem, polityką historyczną. Jeszcze inni gustują tylko w awanturach, znajdując tutaj upust dla swojego pieniactwa, frustracji i agresji. Jednostki uwielbiające zagadnienia globalne będą bardzo selektywnie podchodziły do spraw krajowych, ćwicząc się w analizowaniu swojej Ojczyzny na równi na przykład z sytuacją Paragwaju czy Mozambiku (chodzi tu o pracę myśli, uczenie się patrzenia na sprawy bliskie sercu z oddali). Jednych Polaków bardzo wciągnął temat rosyjsko - ukraiński, drugich kryzys imigracyjny, innych Państwo Islamskie, antyglobalizm, smoleńsk, zmiany klimatyczne, teorie spiskowe, UFO, itd. Oni wszyscy żyją w swoich światach, wzajemnie wiedzą o swoim istnieniu, ale się nie przenikają. Pragnął autonomii wewnętrznej. I to dotyczy zarówno młodych jak i starych.

Miłośnicy zespołów takich jak Dumplings, Rebeka, Bokka, Fuka Lata opatulili się niczym gęstym futrem przed zimnem i porywistym wiatrem świata wojen i konfliktów, budując twierdzę ze swojej biologicznej siły i wrażliwości. Są podobni do bohaterów serii "Igrzyska Śmierci - Kosogłos". Zły świat pełen nacjonalizmu, fanatyzmu, zagrożony totalitaryzmem próbuje ukraść młodemu duszę i ciało, podporządkować i wykorzystać dla potrzeb bezwzględnego systemu. Ten zły świat to także natłok myśli, emocji, które trudno wyrazić, to także agresywna informacja, nachalna reklama, wszechobecna manipulacja, a ostatnio nawet wojenna propaganda. Dzięki sieci internet młody człowiek musi poradzić sobie z przerobieniem danych na skalę dotąd nieznaną cywilizacji, a przecież do tego pozostają zwykła szkoła i pospolite obowiązki. Uzyskujemy różnorodność społeczną i mózgi podgrzane niczym w kuchence mikrofalowej.

The Dumplings, Polska, Zabrze, debiut 2011 r.

wtorek, 10 listopada 2015

Greg Schwalbe & Jacek Koprowicz & Kazimierz Przerwa Tetmajer








Greg Schwalbe, Spowiedź masochisty, reż. Greg Schwalbe, Teatr Nowy w Łodzi

Polacy są sado maso. Dzielą się rolami na sadystów i masochistów (konie). Największym sadystą jest minister finansów (tą tradycję zapoczątkował Leszek Balcerowicz i do tej pory jest kontynuowana przynosząc państwu wymierne owoce).  Polak znajduje głębszy sens w znoszeniu upokorzeń i poniżaniu innych. Potrafi być wielce kreatywny począwszy od zacisza domowego, przez burdele, po szkołę, miejsca pracy i styl sprawowania władzy. Nie każdy szef jest tylko dominem bo w innej konfiguracji może być koniem. Tylko Polak potrafi być koniem. Miłujący indywidualizm i niepokorni Polacy ze śliną na ustach i zaciśniętymi zębami próbują pejcza na sobie, braciach i siostrach. Przejawem sado - masochizmu było wprowadzenia stanu wojennego przez domina w generalskim mundurze. Potem chłopskim batem prosty robotnik zagnał polskiego konia do demokracji otrzymując za ten wyczyn Nagrodę Nobla. Sadyzmem było ciąganie starych komunistów po sądach, zboczone zabawy polityczne przy zwłokach poległych w katastrofie smoleńskiej. Podejrzane seksualnie jest zamiłowanie Polaka do przyjmowania wyzywającej postawy wobec Rosji, bo a nuż w mordę się dostanie tak na prawdę i na serio, że aż ciarki z rozkoszy przychodzą na samą myśl. Można też zwiedzić sobie Obóz Koncentracyjny w Oświęcimiu, pomarznąć na pochodzie 11 listopada albo torturować żołądek niejadalną odmianą polskiej pizzy. Można też dać się zdominować przez wódkę pełzając po brudnym śniegi w obsikanych spodniach. Obywatel oczekuje od rządzących zarówno bata jak i pańskiej opieki. Będzie przy tym próbował gryźć rękę trzymającą bat i opluwać pana  w skrytości. Pan będzie oplutym, obgadanym dominem o zniszczonej reputacji, któremu życzy się wizyty ABW o 6 rano.
Polak kocha i nienawidzi Polskę. Dostarcza mu ona wrażeń niepospolitych, a każde polskie uniesienie narodowe wróży rychłe baty. A korporacje ? Wysokie wynagrodzenie i rywalizacja są  usprawiedliwieniem dla wymyślnych form kapitalistycznego ucisku. Tylko polska polityka, tylko polska historia, pokoje przesłuchań gestapo i Urzędu Bezpieczeństwa gwarantują prawdziwe doznania BDSM. Relacje sado maso znajdujemy w odniesieniu do psychiki na gruncie rodzinnym: starsi zamęczają młodych, młodzi znęcają się nad starszymi albo przypadek dzieci zawłaszczających sobie rodziców tudzież dzieci bitych i upokarzanych bo nic tak nie podnieca jak pokrzywdzenie słabszego. Pijany ziomal bijący małżonkę do nieprzytomności bo mu 20 zł żałowała na zgrzewkę piwa - żaden klub BDSM nie zapewnia takiego realizmu. Polak mimo pozorów solidarności będzie życzył Grekom bankructwa, Ukrainie cierpień porównywalnych z polskimi cierpieniami (Polskie są zawsze największe, wybitne bo naznaczone religijnie), Rosji zagłady nuklearnej, a przynajmniej wielkiej smuty i chińskiego podboju. Polak chętnie popatrzy na tułacza imigranta, którego łódka wywraca się w morzu, pracowicie męczy się przy węgierskich zaporach granicznych (ach, ci bratankowie) czy zamarzającego w chłodni lub miażdżonego w kanale La Manche. No bo przecież myśmy też zamarzali na Syberii czy byli miażdżeni przez zaborców, Hitlera i Stalina. Bunt współczesnego pokolenia w duchu narodowo - patriotycznym też naznaczony jest tą polityczną perwersją ćwiczoną i doskonaloną przez stulecia. Dla pocieszenia dodam - inne narody też tak mają, a nawet jeszcze gorzej.






Jacek Koprowicz, Przeznaczenie, film z 1983 r. (premiera 1985)

 Kazimierz Przerwa Tetmajer podobnie jak poeci Młodej Polski bardzo wierzyli w poznawczą moc sztuki. Ostatnim chyba pisarzem z takimi ambicjami był Witold Gombrowicz. Twórca ma doświadczyć takiej jasności aby świat zobaczyć oczami prawdy. Funkcję medytacji miało pełnić natchnienie. Za tych kilka chwil jasności można oddać życie. Wydawałoby się, że twórczość Tetmajera była banalna - nieskomplikowane, krótkie wiersze o miłości, które dały mu wielką sławę oraz literatura opisująca Podhale, piękno Tatr i wyjątkowość góralszczyzny. Czytelnik odnajdywał w tej poezji stan zbiorowej świadomości ludzi z ostatniej dekady XIX wieku, mógł identyfikować się z niepokojami i nadziejami związanymi z nadchodzącym stuleciem. Nasz fin de siècle został ukształtowany przez media elektroniczne. Punktem zbieżnym Polaków z końca XIX i XX wieku było doświadczanie "stawania się nowej Polski, polskiej państwowości". Jednak już wtedy zaczęły się rozchodzić drogi tych co w duchu pozytywizmu wybrali walkę polityczną (POW, PPS Józefa Piłsudskiego, ruch ludowy, Narodowa Demokracja Dmowskiego, ruch robotniczy), a modernistów, którzy przede wszystkim pragnęli natchnień, uniesień i duchowych eksploracji. Czytając Tetmajera trzeba mieć na uwadze zawsze to coś więcej czego autor nie zdołał wyrazić słowem, a co udało mu się doświadczyć na gruncie psychicznym. Gdy Tetmajer pisał o kobiecie, że ją kocha ta szukała tego doznania w oceanie miłości swojego umysłu. Film godny uwagi, znakomite role pięknych aktorek lat 80tych, Mariusza Benoit (Tetmajer) i Michała Bajora (syn Tetmajera). W filmie występuje także z fragmentem piosenki wybitna piosenkarka bluesowa Elżbieta Mielczarek.

Kazimierz Przerwa Tetmajer 1865 - 1940, zodiak Wodnik

 

wtorek, 3 listopada 2015

Soundedit festival: Skrzek, Komendarek, Kucz, Kapitan Nemo, OMD, Waglewski, Geldof





Dobrze przyjęty Kapitan Nemo (Bogdan Gajkowski) i entuzjastycznie OMD to nic wobec tego co zaprezentował Władysław Komendarek czy krótko, ale treściwie grający Józef Skrzek. Zresztą zainspirowany koncertem zakupiłem reedycję znakomitej płyty Józka Skrzeka "Wojna światów" do filmu Szulkina o tym samym tytule. Oto lista debiutów artystycznych:

Józef Skrzek, debiut 1970

Władysław Komendarek, debiut 1973

Konrad Kucz, debiut 2009

Kapitan Nemo, debiut 1982

OMD, debiut 1978

 Wojciech Waglewski, debiut 1969

Bod Geldof przynudzał. Pamiętam jak w latach 80tych nie rozeszły się  w Łodzi bilety na The Boomtown Rats. Grali zbyt łagodnie jak na zespół alternatywny (za mało smutku i dzikości) i mało przebojowo jak na potrzeby publiczności pop. Koncert miał się wtedy odbyć w Hali Sportowej.

Wojciech Waglewski znakomicie odnalazł się w tamtych czasach. Jego udział w projektach I Ching, Morawaski/Waglewski/Nowicki/Hołdys czy zjawiskowe i niepowtarzalne VOO VOO był uczestnictwem w tworzeniu uniwersytetu wrażliwości dla młodego człowieka. Była to muzyka przygotowująca do odbioru trudnej literatury, poezji, jazzu, malarstwa. Długie wieczory spędzone przy płytach Waglewskiego były procesem niezbędnej i spontanicznie pobieranej edukacji muzycznej, bez której byłbym pewnie głupszym człowiekiem. Bardzo dobrze zapamiętałem swoje emocje przy odbiorze tych dźwięków wtedy odtwarzanych z adapteru. Towarzyszyły temu wyciszenie, a zarazem ostrość wyrazu. Waglewski snuł psychologiczną opowieść o człowieku. W latach 90tych VOO VOO grało wesoło i hałaśliwie, obecnie kompozytor rejestruje chwile radosne i pozytywne, zagrane ze skromnością i dostojeństwem.

Z muzyką Komendarka utraciłem kontakt bardzo dawno bo zaraz po wyrzuceniu na śmietnik zdartej, skrzypiącej "Supernovy" Exodusu. Podczas gdy przy muzyce Kucza unosimy się w kosmos, przy Skrzeku rozpoznajemy polskie klimaty, Komendarek zabiera nas w podróż po naszej planecie. Nie jest to jednak world music, w której otwieramy się na wielokulturowość, ale doświadczamy wręcz materialnej, niespokojnej fizyczności Ziemi, przedstawionej za pomocą dźwięków z hipisowską brawurą. Po 30 latach Komendarek jest jeszcze lepszy i jakby duchowo młodszy. U sędziwego Waglewskiego też wyczuwamy dziecięcą świeżość i delikatność. Chciałbym mieć w tym wieku, w którym są panowie Skrzek, Komendarek i Waglewski tyle samo sił witalnych co oni.

Kapitan Nemo i  Andy McCluskey z OMD wyglądali jakby się szykowali na pierwszą randkę.

Z Józefem Skrzekiem i jego SBB było tak, ze po wykupieniu wszystkich dostępnych rockowych płyt, zostawały na półce do kupienia dzieła właśnie tegoż artysty, wydane w dość dużym nakładzie. Nie była to muzyka modna. Ludzie woleli hałas i żeby było coś do tańca. Skrzek był łagodny, melodyjny, ale nie nudny. W tej muzyce było tyle polskiej melancholii, gwałtowności (tą nerwowość się wyczuwa w polskim jazzie), że leżąc na dywanie przy rozłożonych płytach i adapterze zapominało się słuchając tatusia Skrzeka o szkolnych troskach i polskich szarościach.




piątek, 30 października 2015

Agnieszka Skrzypczak w Pink Roses




Koncert zespołu Pink Roses w Teatrze Jaracza w Łodzi. Zespół rockowy z Ostródy, debiut 2010

O koncercie dowiedziałem się w ostatniej chwili. Nie widząc sensu w powrocie z pracy do domu, zabrałem się za pizze i cierpliwie oczekiwałem chyba pierwszego rockowego koncertu w historii Teatru Jaracza. Był to też dziwny koncert bo bez piwa i przy dzbanku herbaty. Podobnie jak w przypadku Doktora Misia Arkadiusza Jakubika (klub Scenografia) miałem przyjemność zobaczyć rockowy monodram z aktorem w roli głównej. Dzięki aktorstwu w przeciwieństwie do wielu polskich zespołów, które w życiu widziałem, Agnieszka, jak i Jakubik potrafią świetnie zbudować dramaturgię koncertu. Na początku jest nieśmiało jakby wokaliści mieli problem z odnalezieniem się w rock'n'rollowej skórze, potem rozkręcają się aż do punktu kulminacyjnego. Zwykli muzycy po prostu wychodzą na scenę i grają, często w mało porywającym widownie skupieniu. Agnieszka wie, że aktorstwo polega na akcji ofensywnej, na zdobywaniu widowni bez względu kto na niej siedzi. Deski teatru dramatycznego to nie klubowa scena, pod którą ustawiają się wielbiciele decybeli i procentów. W teatrze jest przestrzeń wyraźnie podzielona, a trzeźwa publiczność chce by aktor coś im z siebie dał, dużo i z intensywnością. I taki też było koncert Pink Roses. Muzycy dali ostry rockowy podkład muzyczny pod aktorskie popisy Agnieszki, bo Agnieszka cudownie się na scenie bawi i popisuje, spontanicznie i naturalnie. Skradłszy cały show, doprowadzając siebie do znacznego pobudzenia, zgubiła gdzieś zespół. Agnieszka zaczęła jako rockowa wokalistka, a skończyła jako aktorka. Myślę, że muzycy się nieco w tym pogubili. Pink Roses brzmi trochę jak Turbo z płyty "Dorosłe dzieci" czy Perfect. Skrzypczak ma mocny głos i ekspresją sceniczną deklasuje tradycyjne wokalistki.  


Pink Roses, Impas

Przebijśnieg

niedziela, 25 października 2015

Soundedit Festival: Tha Pau, K - essence, Little White Lies, Das Moon




The Pau, Polska, debiut 2015 r.

Gdy się widzi młodziutką wokalistę i gitarzystkę, która trzyma się elektrycznej gitary niczym wiosenna bazia gałązki, tęskni się i wspomina. Oczywiście wspomina się nieprawdy, coś się roi i fantazjuje na swój temat na przykład o miłości i wolności, którą wydawałoby się każdy powinien dostać bez wysiłku jako ciasteczko do porannej kawy. I młode osóbki czynią z dorosłego męża wyrostka, którego naiwne myśli, że jest znowu chłopcem, każą zapomnieć o capim zapachu i włosach wystających z nosa. W pierwszych rzędach grubawe starszaki okupujące wygodne kanapy pod sceną, dalej odrobina młodzieży, a na scenie ona - Paulina, francuskie wydanie młodej Polki. Nie brzdąkała jak to panie lubią ballad na gitarę akustyczną, ale z groźną minką coś tam po polsku śpiewając, czyniła post punkowy jazgot. Wielką zaletą tej artystki jest to, że nie umie śpiewać, dzięki czemu nie męczy skalą kobiecych uczuć i emocji. Wolałbym The Pau zobaczyć na koncercie w klubie DOM, gdzie zresztą występowała niż na branżowym festiwalu, byłoby mnie staremu bardziej klimatycznie. Liczy się jednak nie moja wygoda, ale to, że artyści mogą wystąpić w schludnym i ciepłym miejscu na prestiżowej imprezie przy podobno najlepszym nagłośnieniu na świecie. Niech tatusie tęskniąc za pierwszą miłością, młodą artystkę wspomagają finansowo bo nie ma nic bardziej patriotycznego jak gdy Polak Polakowi pomaga i kochanej małżonce pomoże zapiąć stanik.

The Pau

The Pau, Martwi

The Pau, Bianca


K - essence, Katowice, debiut 2014 r.

Zespół uprawia styl o intrygującej nazwie dramatical czy theatrical. Grali świetnie, dojrzale, wokalista obdarzył nas śpiewem o barwie czystej i ciepłej. Na Open'er Festival takich podobnych zespołów było kilka znaczy to więc, że mamy do czynienia z czymś modnym, powszechnie pożądanym. Nie będę złośliwy jeśli dodam, że leżąc pod ścianą (miejsce na kanapie zajął mi inny dziad gdy bliżej sceny podziwiałem Paulinę), uciąłem sobie drzemkę. Dobra, na prawdę uspokajająca muzyka rockowa chociaż z przekazu miało wynikać coś zgoła innego - miało być dramatycznie. Po prostu dla osoby wychowanej na jazgocie, to co zagrane ostro i dramatycznie może  działać relaksująco i usypiająco. Na Ryszardzie Wagnerze także można uczestniczyć w muzycznej uczcie podsypiając. K- essance nie gra muzyki oryginalnej. Celem tej sztuki jest czerpanie przyjemności nad dopracowywaniem formy, co pozwala na zmierzenie artystycznego talentu. Młodzi artyści "mają ten cudownej czas", że o sobie wiedzą zbyt mało, aby znać granicę swoich możliwości.
Styl muzyczny K - essence jest tak inteligentnie pomyślany, że trudno im będzie wyczerpać potencjał dla przyjętej przez zespół formy i koncepcji.

K - essence



Little White Lies, Łódź, debiut 2011 r.

Najbardziej chyba promowany łódzki zespół. Byłem na ich koncercie w klubie Jazzga przed kilku laty i z wielką ciekawością oczekiwałem ich występu na Soundedit. Idą w kierunku rocka i bluesa. Mniej elektroniki, więcej Kasi Krenc. Mnie się zawsze kojarzyli ze Sleigh Bells, a zwróciłem na ich uwagę na fali fascynacji muzyką electro punk i duetów electro. Moje wymarzone LWL to właśnie ciepło bluesa, autentyczny bunt rocka i energia bitów. Świetnie wykonali cover Massive Attack. LWL są na etapie przechodzenia z etapu zespołu klubowego na wielką scenę. Ludzie ich kochają i bardzo im kibicują. A propos samego festiwalu: jako, że odbywa się cyklicznie  jesienią i w Łodzi zaczyna przypominać dawne Rockowisko. LWL charakteryzuje żywe, witalne granie z domieszką polskiej melancholii.

LWL, Mationless

Das Moon, Polska, debiut 2011 r.

Czego ludzie najbardziej oczekują od electro industrialnych zespołów ? Fani takiej muzyki to ludzie raczej smutni i depresyjni, kumulują się w nich lęki, napięcia czasami strach. Czego się boją ? Niczego konkretnego, samej aktywności lub jej braku, kontaktu z drugim człowiekiem lub samotności. To konsumenci alkoholi i xanaxu. W seksie raczej są zimni i perwersyjni. Generalnie cierpią. Boją się wstać z krzesła bo to implikuje ciąg niewiadomych zdarzeń. Są katastrofistami bo myśl o wojnie czy globalnej zagładzie ich uspokaja. Wydają się lepiej czuć w sytuacjach skrajnych.
Śmierć, zimny, fizyczno-chemiczny kosmos jest wybawieniem od cierpienia, gwarantuje rozpłynięcie się w nicości, w zupie z cząstek i atomów. Na koncercie ostre, klimatyczne, marszowe bity pozwalają wyzwolić napięcia, odblokowują się ruchowo. W moim przypadku działa tak hard core punk. Das Moon daje relaks, rozluźnienie, odlot.

DAS MOON

ciąg dalszy wspomnień festiwalowych nastąpi w najbliższych dniach.

zdjęcia:
  • Toledo
  • jesień 2012 r.

wtorek, 13 października 2015

Dorota Masłowska & Marcin Nowak & Jacek Koprowicz & Yolandi Visser



Dorota Masłowska, Więcej niż możesz zjeść, Marcin Nowak (reżyseria), Syny (muzyka)

Po "Kobro" i "Brygadzie szlifierza Karhana" kolejne przedstawienie, które oglądało się z przyjemnością. Ciekawa oprawa sceniczna, niepokojąca muzyka zespołu Syny, która pomaga przenieść widza do fantastycznego realizmu prozy Masłowskiej. Przyziemnością autorka "Wojny polsko - ruskiej" zjednuje widza, ale nieco odstrasza stylem pisarskim. Nie jest łatwo przestawić się z formy komunikacji cyfrowej na odbiór zindywidualizowanego przekazu literackiego. Pan obok mnie przez ponad pół spektaklu raz po raz spozierał na zegarek, ale na końcu jednak klaskał z zadowolenia. Początek trudniejszy, aktorzy odczytywali tekst Masłowskiej. Skupienie uwagi nastąpiło gdy spektakl nabrał charakteru komediowego wręcz kabaretowego. Na przykład rozważania co zrobić z niepotrzebnymi stu złotymi, które "palą" w kieszeni. Dorota Masłowska odnajduje podobne cechy wspólnoty Polaków poprzez analizę konsumpcji na poziomie podstawowym: spożywanie smażonej ryby w Sopocie, która spogląda na nas ironicznie martwym okiem, zmaganie się z nadmiarem pożywienia w ramach hotelowego rytuału all inclusive, swojska brzydota stadnego grillowania nad jeziorem, czy specyfika dziecięcych zachowań przy stole. Zrozumiała dla większości rozrywka. Przesłanie pisarki brzmi: jemy za dużo, wręcz się obżeramy, widać jedzenie jest dla Polaków istotne tylko się nie dowiadujemy dlaczego tak jest. Albo - dlaczego Polacy klaszczą w samolocie gdy pilotowi udaje się bezpiecznie spocząć na lotnisku. Masłowska nie jest myślicielką, nie stara się zrozumieć co pod tym wszystkim jest ukryte, jakie mechanizmy rządzą, dlaczego jest tak jak jest. Uwielbia za to zanurzyć się w codziennych zachowaniach wokół pospolitych przedmiotów, które kultura nauczyła nas traktować jako niezbędne. Pisarka lubi ludzi i ludzką krzątaninę.Przejawia się to w szacunku dla rodzinnej zwyczajności. Na przykład nie urządza sobie kabaretu z wieczerzy wigilijnej czy śniadania wielkanocnego. Nie porusza też wątku karmienia zwierząt, przecież wielu Polaków ma zwierzęta.

Chcemy rozwiązać problemy tego świata to skupmy się na prostej konsumpcji i trwajmy. TRWAJMY. W tym jest ukryty mechanizm zmian i zachowywania względnej równowagi. Nic innego zresztą nie możemy robić na Ziemi, jak to trwanie w konsumpcji "nie wypali" to już chyba nic.Źle się dzieje ? To może po kotleciku i tak żyjemy od kotleta do kotleta, od problemu do problemu od setek tysięcy lat. Gdy czujesz się okłamywany, manipulowany, zdradzany przyjrzyj się prostocie kartofla polanego tłuszczykiem i posypanego koperkiem. Gdy chcesz umówić się na randkę zaproś na pizze lub kup wino. Porcja lodów zasłużenie się należy po pracy jak zresztą piwo. Na smutki najlepsze jest ciastko lub cukierek. Drogie dziecko, tylko nie baw się jedzeniem.




 Jacek Koprowicz, Mistyfikacja, film z 2010 r.

Witkacy umiera w 1969 r.(oficjalne lata życia 1885 - 1939) Czesława Oknińska (kochanka artysty) przerzuci ciało przez balkon i pochowa je pod drzewem.  Jakim człowiekiem jest po wojnie wybitny artysta i dlaczego jest kimś właśnie takim a nie innym. Pierwsza rzecz, która nasuwa się po obejrzeniu filmu to pytanie jak Witkacy przeżył wojnę i czy przeorała mu świadomość jak to było w przypadku Juliana Tuwima. Ukrywał się co było zgodne z jego naturą. Przed wojną poznajemy Witkacego bardziej jako mieszkańca Krakowa i Zakopanego niż paryskiego czy wiedeńskiego bywalca. Wyprawa z Bronisławem Malinowskim też miała charakter ucieczkowy (poczucie winy po samobójczej śmierci Jadwigi Janczewskiej) zatem ukrywanie się gdzieś na południu Polski byłoby dla niego czymś naturalnym. Po wojnie ukrywa się przed znienawidzonymi komunistami, który uruchamiali powoli tak dobrze mu znaną bolszewicką, totalitarną propagandę. Wielu ludzi walczących w kresowych oddziałach AK ukrywało się przez długie lata w PRL więc artysta, który nie widział dla siebie miejsca w socrealizmie tym bardziej był zmotywowany by nie wychodzić z ukrycia.  W filmie poznajemy Witkacego jako człowieka wyalienowanego, domatora, męczącego dziwaka, który cierpi na niemoc twórczą, a z bodźca seksualnego pragnie uczynić twórczą inspirację. Czy taki skapcaniały Witkacy mógłby przetrwać ? Absolutnie tak. Ciągłe ukrywanie się i deficyt towarzyski, starzenie się mogły utrwalić w rzeczywistości Ferdusia Kiepskiego, niegdyś geniusza. Witkacy nie jest ani zabawny ani zbyt poważny. Jest zwykły, pogodzony z tym co ma.

Wątek Jerzego Zawieyskiego (1902 -1969)

Jerzy Zawieyski, prawdopodobnie wyrzucony przez okno szpitalne przez SB, przewodniczący koła poselskiego ZNAK, mediator między prymasem Wyszyńskim, a Gomułką, osoba przyjmowana na prywatnych audiencjach przez papieży Jana XXIII i Pawła VI, homoseksualista - katolik, opozycjonista z października 1956 r. a zwłaszcza marca 1968 r.

Jacek Koprowicz w tajemniczy sposób powiązał ze sobą Witkacego z Zawieyskim. Czyżby niegdyś byli kochankami ? Utrzymywali ze sobą kontakty po wojnie ? Twórca "Mistyfikacji" zapożycza datę śmierci Zawieyskiego (1969) Witkacemu. W film wkomponowane jest słynne wystąpienie posła ZNAKu z 10 kwietnia 1968 r. po którym zaszczuty przez najpotężniejszych w państwie dostaje wylewu krwi do mózgu.
Po co Koprowicz sięgnął po symbolikę przesłuchania Zawieyskiego w szpitalu przez agenta SB na okoliczność ukrywania się Witkacego. Przecież Zawieyski po wylewie nie mógł mówić i potem cierpiał na zanik pamięci. Myślę że chodziło tu tylko o symbolikę. Witkacy mógł się czuć tak samo zaszczuty w nowej Polsce stąd jego uparte ukrywanie się, a bezgłośne poruszanie ustami Zawieyskiego na szpitalnym łóżku jest symbolem wielkiej tajemniczej mistyfikacji autora "Szewców" w PRL. Witkacy nie potrafił już tworzyć więc jako alternatywę  potraktował swoje życia jako twórcze tworzywo ?

Powiązanie Witkacego z Zawieyskim może być tylko kreacją  reżysera. Podobnie było w filmie "Medium" z 1985 r. gdzie postać Ernesta Wagnera świetnie zagrana przez Jerzego Nowaka nasuwa skojarzenia z Julianem Ochorowiczem (1850 - 1917) czy Stefanem Ossowieckim (1877 - 1944).

Waddy Jones, Anri Du Toit, Yolandi Visser

  • zdjęcia: małpki na Gibraltarze
  • zdjęcie tło: Cabo do Roca (Portugalia)

niedziela, 27 września 2015

WODICZKO & LODZ ALTERNATYWA & DOMOFFON




Krzysztof Wodiczko, Na rzecz domeny publicznej, MS2 w Łodzi

hełm pszczelarza
konstrukcja rowerzeczywista
miaśtostan
na na
pa pa
roz - pu - plu

rzymamaja?=tryskającemocjegognierozjaśnimy
osiągnąwszy granicę znaków - upragniony stan niewiedzy - poczuł się imigrantem własnego losu. Nie ma domu. Dom trzeba opuścić. Ziemia niczyja. Niebo niczyje. Płynąca woda. Mrówka na liściu. Martwy kret. Niekończące się fiesta skalistego południa. Imigrancie, jaki jest twój zapach ziemi, jak słodkie jest powietrza kraju z którego pochodzisz. Artysta tułacz biedak genialna urodzajna cipa. My wieczni imigranci ! Przestańmy się wreszcie rozwijać. Tułaczy wędrowców pielgrzymów uciekinierów emigrujących reemigrantów prześladowanych łakomych agresywnych żebraków. Wędrówka ludów jest wielkim bożym pomnikiem, żywiołem matki natury, która zawsze zwycięża. Boży majestat. Ci, którzy stoją u progu nowej kolonizacji - bójcie się i drżyjcie. Natura dokona selekcji już w pierwszej bitwie. Słabi, głupi i biedni wspinamy się na najwyższe szczyty. Rany, strupy i nowy dzień. Będziecie tak silni jak oni dopiero wtedy gdy nabędziecie swoich ran i strupów. Pęknięty kręgosłup macierzyństwa.

Wodiczko, rocznik 43, w 1977 r. wyemigrował do Kanady potem do USA, Warszawiak, ma 72 lata. Artysta wizualny. Podejmuje problemy m.in wojny, imigracji, bezdomności, komunikacji międzyludzkiej w wielkich miastach.



Lodz Alterantywa: Jazzpospolita, Rebeka, Girl and Nervous Guy, Bubliczki, Inkubator Sztuki w Łodzi.

Girl & Nervous Guy

Rebeka

Bubliczki



Festiwal DOMOFFON w klubie DOM: Ukryte Zalety Systemu, Taco Hemingway, Psychocukier, The Fall, Syny + Helena Hauff, Alles.

The Fall

Ukryte Zalety Systemu

ALLES

Helena Hauff

I tak było alternatywnie latem tego roku  w Łodzi. Najlepsi byli oczywiście Wodiczko, dadaiści, Rebeka i The Fall. Alles i Heleny Hauff nie zdążyłem zobaczyć. Ci pierwsi grali chyba wtedy gdy jadłem obiad, Hauff prezentowała się gdy już spałem, ale ich umieściłem bo bardzo mi się podobają.
Taco Hemingway rapował o rozterkach miłosnych nastolatków, Psychocukier jak zwykle grał równo czyli dobrze, ale bez zaskoczeń. Jazzpospolita powinna mniej grać ilustracyjnego jazzu a więcej dub i psychodelli bo to im wychodzi najlepiej i najbardziej się podobało. Syny (grały w Galerii OFF Piotrowska) ambitny hip hop dla wymagających (ciekawe czy z taką formułą można przetrwać, prawdopodobnie to projekt na jeden sezon - zbyt artystycznie za mało pod ludzi).

SZTUKA POZWALA SIĘ WYŁĄCZYĆ. SZTUKA POMAGA SIĘ WŁĄCZYĆ.
PIWO GŁÓWNĄ ATRAKCJĄ TRZECIEJ WOJNY ŚWIATOWEJ

niedziela, 30 sierpnia 2015

OPEN'ER FESTIVAL 2015 (dzień pierwszy i dla mnie ostatni).





Zapach trawy. Przestrzenie lotniska. Ból nóg, stawów i związane tym kłopoty z zaśnięciem. Bardzo dużo muzyki, wręcz amerykańska porcja. Pogodne niebo, ciepłe polskie lato i dojmujący chłód w godzinach nocnych. Bunkry po samolotach zamienione w beat stage. Za dużo piwa. Mało gorącej, rozgrzewającej nocą kawy. Za duże odległości. Brak klubowej kameralności, która chwilami doskwierała, gdyż odległości i przepastność nieba nie pozwalały się skumulować energii płynącej z ludzi i muzyki. Na Open'er jedzie się by żywić się młodością, którą się bezpowrotnie utraciło. Trzeba używać festiwalu, maksymalnie go wykorzystywać aby festiwal nie zapanował nad widzem. Zresztą i tak dominantem była przyroda. Dynamika i przemijalność festiwalowego zdarzenia - tak szybko jak Trójmiasto (szczególnie Gdynia) wchłania i organizuje przepływ publiczności (Openerków), tak  sprawnie się jej pozbywa i po niej czyści. Tego samego doświadczyłem w Jarocinie. Przemijanie posługuje się filtrem i sterylnością. Urocze są buzie młodych ludzi, beztrosko cieszących się kulturalną zabawą i z szarzącą się ze zmęczenia skórą policzków podczas powrotów o świcie. Egoizm beztroski. Naiwność wiary w siłę swojego organizmu, której młodość jest wyznawczynią. Młodzież zaskakiwała grzecznością. Brak buntu sprawił, że nie wyczuwało się napięcia i nienawiści. Celem wszystkich była konsumpcja zabawy.

Natalia Przybysz (debiut 2008 r. Polska).
Znakomity rockowy występ, ciekawe oniryczne brzmienie gitar. Według mnie obok Agaty Rusowicz najlepsza obecnie polska rockowa wokalistka. Był trans i zupełne zatopienie się w muzyce.

Natalia Przybysz

Modest Mouse (1993 r., USA)
Festiwalowy klasyk. Jest zabawa, jest inteligentnie, ale Kennedyego nikt nie zastrzelił.

Modest Mause

Chet Faker (2012 r, Australia))
Wrażliwa, piękna, popowo alternatywna muzyka. Wykonawca, którego odkryłem na tym festiwalu.

Chet Faker

Two Gallants (2002 r., USA)
Ludzie z pudełkami na głowie. Nie nudno. Koncert mógł trwać i trwać. Zespół miał na koncercie swoich oddanych fanów. Porywający, ognisty wokal.

Two Gallants

Drake ( 2001 r, Kanada)
Tłum bawiących się pod główną sceną. Postałem, popatrzyłem, ładnie się świeciło. Trzeba było wyruszyć na poszukiwanie kawy,

Drake

Father John Misty (2004 r. USA)
Znowu brodaci w natarciu. Ten męski gatunek wygrał z chłopięcymi hipsterami i trudnymi dziećmi emo.

Father John Misty

Alabama Shakes (2009 r., USA)
Przynudzali więc wyruszyłem na zwiedzanie festiwalowych obiektów. O kładzeniu się na zimną trawę nie było mowy.

Alabama Shakes

Alt - J (2007 r, Wielka Brytania)
Zbyt statyczne, znudziło się po 20 minutach. Na ich tle Natalia Przybysz i Aga Rusowicz to wielkie gwiazdy. W sumie może być, ale to nie była propozycja na główną scenę.

ALT - J

Dakh Daughters (2012 r. Ukraina)
Dark cabaret z Ukrainy. Bardzo ciekawa propozycja na każdy festiwal alternatywny. Rozgrzewka o pierwszej w nocy.

Dakh Daughters

Die Antwoord (2008 r. RPA)
Jestem ich wielkim fanem i dla nich przyjechałem na Open'er festiwal. Powinni grać na głównej scenie, a umieścili ich w jakimś tureckim namiocie z czasów Sulejmana. Publiczność musiała skakać i szaleć potwornie ściśnięta.

Enter the Ninja

Baby's on Fire & Fink U Freeky

Die Antwoord, Open'er 2015


niedziela, 23 sierpnia 2015

MARCIN WASILEWSKI TRIO FEAT.JOAKIM MILDER & DA DA & TOMASZ STAŃKO, PIOTR DAMASIEWICZ & ROBERT KRZEMPEK




Marcin Wasilewski Trio Feat. Joakim Milder, International Jazz Platform 2015, Letnia Akademia Jazzu, Klub Wytwórnia w Łodzi.

Leszek Możdżer wystartował na początku lat 90tych, Marcin Wasilewski w magicznym 2008 r. (początek światowego kryzysu, nowy etap globalnych konfliktów, rok nowych, ciekawych debiutów muzycznych). Niewykluczone, że Wasilewski i Stańko to obecnie najwięksi polscy muzycy jazzowi. Marcin Wasilewski łączy w swojej muzyce gwałtowność, dynamikę z subtelnością. Muzyka Możdżera brzmi inaczej bardziej poprawnie, klasycznie mimo jassowych korzeni. Wasilewskiego zapamiętałem jako twórcę nieco dzikiego, porywającego, ekspresyjnego, totalnego. Możdżer zaskoczył  mnie grzecznością i potrzebą nienagannego profesjonalizmu. Brakuje mi słów na opisanie różnic między grą obu artystów, za głupi jestem, zatem tym bardziej dopinguje mnie to do odsłuchiwania kolejnych nagrań i wyczuwania różnic - przyjemność okupiona pewnym wyzwaniem i wysiłkiem. W te ciepłe letnie wieczory obcuje więc z płytą Marcin Wasilewski Trio/Joakim Milder "Spark Of Life" (2014) zakupioną tuż po koncercie, leżąc jak kłoda, wykąpany w szerokim łożu. Szybkość i dokładność muzyczna Tria wymaga kociej uważności i bynajmniej nie wywołuje senności. No właśnie...słuchana muzyka to bardziej rozmowa czy praca myśli ? A może tylko rejestracja wrażeń, zakłócenia między światem realnym, a iluzją. Wyobraźmy sobie dobrze nam znany krajobraz, który nagle traci kolory by jest przy pierwszym mocnym powiewie wiatru odzyskać. Albo ludzi stojących i wpatrujących się w podwórze po przeciwnej stronie przystanku autobusowego, ludzi z przed lat, przywołanych przez pamięć.

Marcin Wasilewski



DADA Impuls. Kolekcja Egidio Marzony, MS1 w Łodzi.

Dadaiści występując podczas I Wojny Światowej przeciwko wojnom, kartelom i nacjonalizmowi wyprzedzili powszechną tendencję społeczną o jakieś 50 lat. Dlatego też dadaizm miał swoje otwarcie w latach 1915-16 i krótkie odrodzenie w epoce rodzącej się silnej pop kultury czyli w latach 60tych. Wśród wielkich dadaistów mamy głównie Niemców, Szwajcarów i Francuzów. W krytyce kapitalizmu było im po drodze z marksizmem, ale dadaistyczny styl życia  ocalił dusze artystów od indoktrynalnej chłosty komunistów. Jeżeli przyjmiemy za narodziny dadaizmu otwarcie Cabaret Voltaire 5 lutego 1916 r. w Zurichu można przyjąć, że dada było zodiakalnym wodnikiem. Dada ma dusze młodego zbuntowanego człowieka, który w walce odrzuca stosowanie przemocy. Co się dzisiaj dzieje z dadaizmem ? Przetrwał w sztuce design, został powszechnie zapożyczony, stanowi podwalinę dla pop kultury. Islamiści nie mieli swojego dada więc padli ofiarą radykalizmu politycznego tak podobnego do bolszewizmu i faszyzmu. Dada to zatem narzędzie do demontażu agresywnej Europy. Słabością dadaizmu jest dość niski poziom estetyczny dzieł plastycznych, zbyt formalny stosunek do poezji itd. Jeżeli coś jest ładne, piękne, a treść utworu literackiego zachwyca nas głębią i uniwersalnością to już taka klasyfikacja ogranicza wolność twórczą. Studiując kolekcję dzieł dadaistycznych czujemy się trochę jak w rupieciarni i możemy przeżyć rozczarowania. Piękno dzieł dada tkwi w pomyśle, idei. Zainspirowany wystawą podjąłem próbę stworzenia własnego dzieła dada łącząc ze sobą dwa oddzielne elementy wywodzące się ze sztuki użytkowej. Niestety, przegrałem. Impuls, który mi towarzyszył przy tworzeniu był zbyt estetyczny, mieszczański, skórzana rybka lśniąca w metalowej ramce okazała się zbyt ładna jak na wartościowe dzieło sztuki. 



Tomasz Stańko, Piotr Damasiewicz, Letnia Akademia Jazzu, Klub Wytwórnia w Łodzi.

Piotr Damasiewicz

Wyobraźmy sobie koncert jazzowy w mieście ogarniętym wojną. Dzięki układom z  okupantem udało się znaleźć śmiałków, którzy pod kruchą osłoną propagandy odważyli się zagrać  koncert. Ostatecznie dla dobra ludzi można ludzi zabijać jak i grać dla nich muzykę. Niezabici postanowili więc podkarmić swoją wychudzoną wrażliwość na przykład twórczością Piotra Damasiewicza. Soldateska zachowuje się głośno i wyzywająco. Czy jazzowa szorstkość muzyki, wyzwanie dla uszu wytresowanych prostym rytmem i łatwą melodią weźmie górę nad nerwami najemników i żołnierzy. Słychać jazz. Czuć narastający smród spoconych ubrań nieproszonych gości. Część z nich stopniowo opuszcza koncertową salę szukając miejsca gdzie można by było coś wypić. Niektórzy jednak zostali. W cywilu byli ludźmi wykształconymi, a jeden z nich dyplomowanym artystą malarzem. Trąbka Damasiewicza wojuje. Rosła sylwetka trębacza zaczyna dominować najpierw na scenie, później już w całym otoczeniu. Ponad godzinny występ, który mógłby trwać o wiele dłużej, do chwili aż ktoś wyłączając światła wyłączy rzeczywistość. Ludzie zapominając o swojej cielesności dają się ponieść muzyce. Szybkie, głębokie, skuteczne odchodzenie. Przed wojną koncert by jednak trochę nużył, trudniej byłoby utrzymać koncentrację. Jazz tego wieczoru przeniósł ludzi do innego lepszego świata, natchnął nadzieją. Jedni byli zajęci samą muzyką inni poszybowali myślami w bezpieczne rejony.+-

Piotr Damasiewicz


Tomasz Stańko

U Tomasza Stańki wyczuwa się łatwość w poruszaniu się w sferze intuicyjno - uczuciowej co wyraża się dynamiką i brawurą gry. Muzyka to nie tylko technika. Musi wybuchać z emocjonalnego i uczuciowego gejzera. Następnie dźwięki zaczynają wynikać z siebie tak jak słowa piszącego. Ciekawi mnie bardzo duchowe przygotowanie artysty do koncertu. Gra bowiem utwory sprzed wielu lat, przećwiczone, udoskonalone, zapisane także w nutach i zarejestrowane. Jednak temu samemu utworowi odegranemu w różnych okresach życia towarzyszy nieco inne przeżywanie. Tyle się przecież zmienia w nas i wokół nas. Ile w aktualnym wykonaniu utworu pozostało dawnych wspomnień, interpretacji, co i jak mocno zostało najlepiej zapamiętane. Od jakiego wieku twórca zaczyna więcej odtwarzać swoją twórczość niż komponować rzeczy nowe. Polscy muzycy jazzowi grają agresywniej, głośniej i szybciej od swoich zagranicznych kolegów. W Polskim jazzie słychać skoki ciśnień, zmienność wiatru, nasłonecznienia, pewną jednostajność zapachów. U Charles LIoyda wyczuwało się większy koloryt i delikatność. U Amerykanina słońce i niebieskie niebo towarzyszą znacznie dłużej. Tomasz Stańko bardziej przypomina twórców zagranicznych niż polskich, więcej ma w sobie głębi niż dzikości. Jazz kojarzy mi się ponadczasowością i wieczną młodością. Uwodzi jak gra w szachy i jak się zacznie można się w tej muzyce zatracić - coraz więcej słuchać, kupować wciąż nowe płyty, częściej bywać w salach koncertowych.

Tomasz Stańko


 Robert Krzempek, Czeka na nas świat, film z 2006 r.

Film o antybohaterze naszych czasów Piotrze Nowaku (w głównej roli Sebastian Pawlak), któremu nie jest dane odnieść jakikolwiek sukces w wariantach przewidzianych polskimi normami społecznymi. Czyli Piotr Nowak nie przeistoczy się w kochającego męża i ojca, nie znajdzie pracy, a jeśli to tylko na krótko, ba...nie skończy nawet studiów. Za to Piotr Nowak regularnie jest bity, chodzi głodny, a jedynym dla niego ratunkiem jest matka. Wegetuje. Wielu mamy w Polsce Piotrów Nowaków, ludzi bez szans na coś co byśmy nazwali normalnym życiem, są oni jednak starannie zamaskowani, spotkani na ulicy zawsze mają przygotowaną odpowiedź licząc, zresztą całkowicie słusznie, na pośpiech i obojętność napotkanego znajomego. Piotr Nowak jest bardzo radykalnym wydaniem Adasia Miauczyńskiego i nie jest ani Ferdynandem Kiepskim, ani alkoholikiem. To jeszcze ktoś inny. To typ inteligentnego outsidera, człowieka uduchowionego z licznymi brakami. Piotr Nowak jest w każdym z nas, gdy odczuwamy lęk, zagubienie we współczesnym świecie i gdy jednocześnie odczuwamy zmęczenie psychiczne koniecznością wchodzenia w relacje międzyludzkie, nawet tak banalne jak rozmowa. Jesteśmy Piotrami Nowakami gdy chaotycznie szukamy pracy, pogrążając się w niskiej samoocenie, gdy nie mamy odwagi podejść do kobiety bo nie stać nas nawet na bułkę albo pracując byle gdzie, zarabiając cokolwiek stajemy się utrzymankiem lepiej zarabiającej partnerki. Poniżenie materialne i psychiczne Piotra Nowaka jest tak kompletne, że aż zbliżające go do świętości. Głód, który towarzyszy naszemu bohaterowi przez wiele dni, wyzwala w nim joginistyczne zdolności - dosłownie. Piotr Nowak zakopuje się na 40 dni w ziemi by wreszcie uwolnić się od przywiązań umysłu. Piękne, mądre przesłanie znakomitej tragikomedii Roberta Krzempka.

Zdjęcia:
  • Pajęczyna na moście w Gdańsku
  • Cabaret Voltaire z wystawy w MS1
  • Lalka z teatru Arlekin na zamku w Inowłodziu (miasto Juliana Tuwima !)
  • "niby UFO" Arturówek w Łodzi
  • Zalew Sulejowski (Smardzewice)

piątek, 24 lipca 2015

CHARLES LLOYD QUARTET & MAGNOLIA ACOUSTIC QUARTET & JERNBERG i RASMUSSEN & KUBA BADACH




Charles Lloyd Quartet, Letnia Akademia Jazzu, Klub Wytwórnia

Muzyk z Memphis, lat 77, uczył się śpiewu od lat siedmiu, a  od dziewięciu gry na saksofonie.Gwiazda festiwalu. Starszy pan w kapelusiku misia Faziego. Absolutna lekkość gry. Przez ponad godzinę płyniemy na fali dźwięków bez zadawania sobie fundamentalnych pytań. Muzyka cały czas się do nas uśmiecha. Szybko zrzucamy z siebie snobistyczny gorset "uczestniczenia w wydarzeniu". Charles gra jakby jadł loda albo mimowolnie wyciągał cukierki z torebki. Wielki jazz jest "no problem" - niedokończone piwo w szklance. Zero pretensjonalności. Muzyka, która mogłaby obejść się bez oklasków, ale ludzie są ważni. To z powodu obecności innych chcemy sięgnąć po instrument albo zaśpiewać. Dlatego oklaski mogą być, są spoko. Myślę że artyści przez całe życie zadają sobie pytanie po co to wszystko. Oglądają te swoje powyginane świecące instrumenty dziwiąc się niefrasobliwie. Jazz uczy luzu. To inna przestrzeń niż literatura czy teatr, a nawet filharmonia. Dlaczego gdy byłem chłopcem chętniej słuchałem Surzyna, Ścierańskiego, a mniej Śmietanę czy Krzesimira Dębskiego ? Ponieważ ci pierwsi zaproponowali mi coś czego wcześnie nie znałem i nie było wesołkowate, nie wydawało się muzyką tła. Ścierański na swoim basie zagrał muzykę głębi.  Charles LIoyd ma to w nosie. Po prostu grający starszy pan. Usiądzie na krześle, wsłuchując się w muzykę kolegów z zespołu pokornie czekając na swoją kolej. Tak sobie w nieskończoność spacerujemy z muzyka kwartetu.Wszystko to kiedyś było i będzie się powtarzało. Zmartwienia i troski nikną.


Magnolia Acoustic Quartet, Letnia Akademia Jazzu, Klub Wytwórnia

Patryk Dobosz, perkusista zespołu, dostał specjalną nagrodę od Leszka Możdżera. Za co ludzie tak się wyróżniają ? Za subtelność, zaledwie muskanie instrumentu. Napięcie u muzyka, to napinanie się, okazywanie wysiłku grania może wynikać z temperamentu danej osoby. A może perkusista jest tak fizycznie ładny, że łatwiej nam zachwycić się jego grą. Przecież kobiety stale manipulują słuchaczem wykorzystując swoje walory. Dlaczego mężczyzna ma sobie tego żałować. Magnolia zatem pięknie wyglądała. Perkusista nie walił, ale grał dość pieszczotliwie obchodząc się ze swoim zestawem perkusyjnym. Zespół fajnie ze sobą współpracował, ale już nie było bez wysiłkowości Charles'a Lloyda. Młode temperamenty brały górę. Było więcej pracy, mniej swobody. Kuba Sokołowski w sportowej koszulce wprowadzał w klimat, a jednocześnie wciągała go wyczynowość grania. Kontrabasista (Mateusz Dobosz) wywoływał u mnie lekkie poczucie zazdrości, gdyż kontrabas to instrument, na którym wyobrażam sobie czasem, że gram. Jernberg &Rasmussen - te to dopiero miały kontrabasistę - istną obsługę broni rakietowej.

 - czy koncert jazzowy ma dramaturgię ?
 - nie wyczuwam
 - czy powinien ją mieć ?
 - chyba nie

Ważna informacja: muzyka jazzowa nie wymaga takiej ilości alkoholu co techno czy hard core punk. 

 Magnolia Acoustic Quartet




Sophia Jernberg i Matte Rasmussen, International Jazz Platform 2015, Letnia Akademia Jazzu, Klub Wytwórnia

Jazz niepokorny, punkowy czyli jak dla mnie najfajniejszy. Jedni reagowali entuzjastycznie wykazując podejrzanie niezdrowe pobudzenie występem , ale byli też i tacy którzy wyczekiwali na moment opuszczenia widowni bez uszczerbku poznawczego. Etiopka Sophia Jernberg i  saksofonistka Matte Rasmussen zaspokoiły potrzebę doświadczenia muzycznej przygody, trudnej do uchwycenia potrzeby dotknięcia nieznanego. Miało się ochotę podejść pod scenę by być jak najbliżej bijącego serca sztuki. Jak na jazz było bardzo emocjonalnie, a dziewczyny porażały świeżością. Kobiecość wyrażona w jazzie, energetyczne połączenie zimnej północy (Rasmussen) z gorącym południem (Jernberg). Pełne zwycięstwo multi kulturowości. Zaskakujący efekt gdy łączymy pozornie sprzeczne żywioły. Szkoda, że 2-3 lata temu nie miałem okazji doświadczyć takiej muzyki, gdy reagowałem mniej okiełznawalnie niż obecnie.

Jeśli chcemy poznać muzykę musimy rozbić ją na dźwięki nie uwięzione w gorsecie melodycznej poprawności. Jazz - wybitnie miejska muzyka - uczy nas wsłuchiwać się w naturalny rytm i kombinację dźwięków jaką słyszymy stojąc na ulicy, na przystanku, siedząc przy otwartym na szum miasta oknie Ale to podstawa. Później już jest pierwotna, atawistyczna ludzka ekspresja. Za pomocą wydobywanych dźwięków odbywamy niesprecyzowaną podróż w czasie - jesteśmy ponadczasowi.

Muzyka Jernberg i Rasmussen nie jest piękna, zachwycająca, nie wydamy ostatnich pieniędzy na zakupi ich płyty. Ona ma nam pomóc w otwieraniu umysłu na siebie i na świat, pomóc w życiu. Nie każdy i nie zawsze zgłasza gotowość na "otwarcie się" i myślę że tacy tylko zaliczyli ten koncert.

Sophia Jernberg i Matte Rasmussen




Kuba Badach, Tribute to Andrzej Zaucha, Stacja Nowa Gdynia

Na koncercie Kuby Badacha odkrywamy oblicze jazzu jako przytulanki dla klasy średniej. Koncert pieśni przytulnych, trening kulturowej poprawności. Publiczność wyćwiczona w byciu grzecznym, sympatycznym, pilnowanie jeden drugiego by nie zostało coś powiedziano zbyt ostro, gwałtownie, kontrowersyjnie. Dominująca reakcja to nieśmiało ożywiony głos i satysfakcja z uczestnictwa. Gdy nie wiem jak się zachować (plebejskie pochodzenie) najlepsza jest powściągliwość gestów. Gdy klaszczemy między interpretacjami Andrzeja Zauchy  w wykonaniu Kuby Badacha roztacza się wokół nas aura miękkości  i puszystości.

Muzyka Kuby jest znakomita na zmęczone popołudnia, dobra na wieczorną muzykoterapie. Cholera ! Trzeba kupić tą płytę.

Kuba Badach


piątek, 17 lipca 2015

HEY, Valkenrag, Archangelica, Tiatnium, Night Mistress




Koncert zespołu Hey, rynek Manufaktury 

Pani przedszkolanka i przedszkolaki. Rock bez buntu. Delikatna kobieca drapieżność v. feministyczny punk Bikini Kill. Istota scenicznego wyrazu Kasi Nosowskiej - kumulowanie energii, gwałtowność rocka zapowiedzą detonacji, która nie następuje, nieodbezpieczony granat, który nie wybucha. Czekamy na eksplozję, a tymczasem Kasia powstrzymuje się od niej, kumuluje się w sobie. Dynamika dźwięku v. statyczność Kasi - na baczność. Oszczędna energetycznie. Agresywność = dynamika zespołu + statyczność Kasi. Metoda powstrzymywania się, pół gestu,  oszczędność gestu. Obok Kory największa kobieca osobowość polskiego rocka.

Kasia jako współczesna Polka. Pomarańczowa okrągła buzia wyłania się z pastelowego tła.

Podobnie jak w przypadku Kazika Na Żywo koncert nie miał dramaturgii, odpowiedniego wejścia, mocnej puenty, żeby ludzie tak szybko nie zasnęli i marzyli o następnym koncercie. Muzyka to magia. Muzycy uprawiają sztukę magiczną choć podchodzą do tego co robią dość technicznie. Ostatnio w różnych wywiadach lubią podkreślać swój kunszt i rzemiosło. Dla mnie jednak, szarego widza pod sceną liczy się magia i dramaturgia.



Festiwal "City of Power" w Zgierzu: Valkenrag, Archangelica, Titanium, Night Mistress.

Raper operuje "gębą", metalowiec "maską". Kultura honoru. Męskość ujęta w bezpieczne ramy zabawy, rozrywki. Mężczyzna w kostiumie. Właśnie: skórzana kurtka, długie włosy - ogolona głowa, mundur polowy. Twarz jako maska ma zasłonić gębę. Heavy metal to męska domena zatem i demonstracja męskiej seksualności. Penis w skórzanych spodniach, ale i humor, dystans. Penis mężczyźnie dodaje humoru czyni go rozrywkowym. Szkoda, że faceci na wojnie nie potrafią ograniczyć się do czystej walki, że zawsze kończy się torturami, gwałtami i złodziejstwem.

VALKENRAG
zespół działający od 2006 r. z Tomaszowa Mazowieckiego.

Schować się za deszczem dźwięków. Zaśpiewać swoją ulubioną książkę, swoją fantazję do której stale dodajemy nowe elementy. Dzięki słuchawką na uszach doświadczyć poezji ulicy. Przyglądać się innym ludziom z poziomu muzyki a nie problemu jak to zwykle robimy. Progresywny rock pozwala bardziej odlecieć niż na przykład gotycki metal w wykonaniu Closterkeller.

Do zaśpiewania swojej książki, do bycia narratorem swojej fantazji potrzeba jest więź z jakąś wybraną postacią. Dobrze się nią poczuć. A dalej to już elektroniczne tło, delikatna solówka na trąbce, sytuacyjna gra wyobraźni. Subtelne piękno chwili kiedy w sklepie oglądamy ubrania czy podziwiamy ciekawie zaprojektowaną wystawę. Usiąść na schodach w ładnym miejscu. Po prostu korzystać z przestrzeni miejskiej. Miasto zatrzymanych w biegu.

ARCHANGELICA
zespół działający od 2004 r. Progresywny art rock z Warszawy.


 TITANIUM
zespół działający od 2010 r. z Ostrowa Wielkopolskiego.


NIGHT MISTRESS
zespół działający od 2003 r. ze Skarżyska Kamienna.

Żadna inna subkultura tak wyraźnie nie manifestuje swojej odrębności, a jednocześnie jej członkowie tak chętnie rezygnują ze swojej indywidualności na rzecz upodobnienia się do grupy jak metalowcy. Gdy się jest pryszczatym, targanym przez matkę, szkołę i onanizm nastolatkiem głośna epicka muzyka (power metal), rzucanie uroków na podłą rzeczywistość (black metal), ograniczenia własnej wsi, miasteczka, domu, osiedla (typ znajomości) wszystkie te czynniki rodzą potrzebę wyodrębnienia się z otoczenia poprzez swój wygląd i słuchanie ściśle określonej muzyki oraz gromadzenia tematycznych akcesoriów. Metalowcy poruszają się w dość dobrze opracowanej stylistyce, w której mimo upływu lat zmienia się niewiele, co świadczy o konserwatywności środowiska. Ten konserwatyzm wskazuje na prowincjonalność, skłania buntu do przeciwko rytualnej religijności pojmowanej płytko, nie intelektualnej, nie poszukującej. Stąd popularność satanizmu. Heavy metalowy konserwatyzm jest bliski mentalności Polaków, którzy chętnie popierają warianty partii prawicowych czy mentalności rosyjskiej. Metal w Rosji obok techno jest niezmiennie od lat bardzo popularny. Wierność rozwiązaniom plastycznym, zamiłowanie do motorów tchnie swojskością.

U metalowców pojawiają się silnie akcentowane wątki gotyckie, mroczne. Bynajmniej nie są to jednak ludzie smutni. Rześkość zachowań pod sceną, głośność muzyki (niczym dźwięk harmonii na wiejskiej imprezie czy rozbrzmiewające na całą okolice imieninowe disco polo), wskazują raczej na siłę i jurność. Stylizujące się w czerni dziewczęta udają smutek, podobnie jak chłopcy, modą metalową nadają sobie głębi, tajemniczości, a co za tym idzie atrakcyjności w oczach partnerów. Nikt tak nie potrafi się przebrać i coś udawać jak kobieta szukająca faceta.

Heavy metal to również problem z męskością. Zanim w indyjskich sklepach i nadmorskich straganach nie pojawiły się ćwieki ponabijane w skórę za kilka złotych, ta męska biżuteria była obiektem pożądania dla pryszczatych i nikczemnego wzrostu chłopców w dżinsowych kurtkach, która miała zastępować kurtkę skórzaną. Motoru już nie można zastąpić rowerem, ale można z tego wybrnąć pogłębiając swoje zainteresowania Tolkienem, fantasy poprzez identyfikację na przykład z hobbitami. Zainteresowanie Tolkienem też związane jest z ludowością.

Metalowiec dorosły, współczesny dosiada motor, sadza małżonkę do samochodu w kolorze czarnym (oznaka mocy), ma brzuch i tatuaże. Próbuje być kumplem swojego syna, co dla dziecka może być obciachowe, wobec żony staje się dużym chłopcem marginalizowanym w ojcostwie. Zdefiniowanego metalowca łatwo żonie trzymać pod kontrolą, gdyż jego obsługa nie nastręcza kłopotów, a zachowania męża są łatwe do przewidzenia.  Żona metalowca już dawno przestała być romantyczną księżniczką, zamkniętą w zamku, który zdobywają rycerze - wilki. Przecież średniowiecze to głównie kultura wiejska.

 U fanów heavy metalu, jak sięgam pamięciom w przeszłość, występował problem rozbitej rodziny, porzucenia przez ojca. Chłopiec podświadomie przywołuje ojca do domu, puszczając głośno muzykę niczym latarnik zapalający światło okrętom. Rockowa kultura metalowa spełnia tu funkcję terapeutyczne i obronne.

Muzyka metalowa to nie tylko ból istnienia, piwo i benzyna do baku. To także muzyka jako dziedzina sztuki, rozwijana w coraz to nowe podgatunki, wysoki poziom profesjonalizmu i wierność fanów.

Wymieniłem tylko te zespoły, które miałem okazję zobaczyć. Na festiwalu grały też gwiazdy zagraniczne. W przyszłym roku warto to powtórzyć.

poniedziałek, 13 lipca 2015

Anna Fedorova gra Rachmaninowa i ...Beethovena





Anna Fedorowa (Ukraina, fortepian), koncert muzyki Sergiusza Rachmaninowa i Ludwiga van Beethovena, Marek Głowacki (dyrygent), Orkiestra PSM i i II st. w Pabianicach, Orkiestra Kamerata, Jubileusz 15 - lecia Towarzystwa Muzycznego im. Karola Nicze, Sala Koncertowa Akademii Muzycznej w Łodzi.

Siergiej Rachmaninow skłania do refleksji nad poczuciem inności u Rosjan i wynikającej z niej dumy. Mimo kłopotów z Cerkwią (ślub z kuzynką Natalią Satiną), ucieczką przed bolszewikami do Helsinek potem do USA, wielkiego uznania za Oceanem - Amerykanów zachwycała energia i rozmach muzyki Rosjanina, która współgrała z dynamicznym rozwojem przyszłego supermocarstwa - Rachmaninow kochał Rosję i za nią tęsknił. I nie była to tęsknota za kontynentalnością, ale za małą Iwanowką, gdzie mieszkał w ojczyźnie. Nie była to Rosja knuta, samodzierżawia i samogonu, ale miejsce w pamięci gdzie skupiło się całe bogactwo wewnętrzne osoby wrażliwej i ponadprzeciętnej. Opisywać świat muzyką swojej wrażliwości, narażać siebie na ten szorstki kontakt, mieć śmiałość by temu ogromnemu światu narzucić coś swojego. Ktoś kto potrafi tyle "odebrać" z rzeczywistości dobrze zapamięta krainę swoich narodzin.

Rosja to także styl i tempo życia, świat powolny, dość zimny na zewnątrz, gorący wewnątrz, dający się okiełznać. Zachód poprzez wielonarodowy zgiełk, ciasnotę sąsiedztwa narzuca nieco inne tempo, które takim ludziom jak Sołżenicyn, Rachmaninow, Tołstoj nie za bardzo odpowiada. Nawet Jerofiejew szuka poza Rosją czegoś nowego, inspiracji, oryginalności i rozczarowuje się widokiem gładkiej autostrady i McDonalda. Zachód swoją dynamiką poprzez zmienny system praw, nakazów, zakazów wychowuje obywatela. Człowiek Wschodu często woli nawet nikczemne życie od zachodniej kindersztuby, byle było swojsko i wolniej. Nacjonaliści ukraińscy (Prawy Sektor), rosyjscy (nacjonaliści - bolszewicy), polscy (Ruch Narodowy), litewscy nie pałają miłością do rozwiązań globalnych i kosmopolitycznych - no bo niby czemu ktoś obcy, żyjący daleko ma nami rządzić. Już lepszy Putin niż brukselski biurokrata, miejscowy skorumpowany urzędnik niż daleki Barack Obama. Bracia Strugaccy napisali kiedyś opowiadanie o szczęśliwym społeczeństwie przyszłości, gdzie ludzie żyją w skupiskach wiejskich. Problemy z aklimatyzacją Rachmaninowa czy Sołżenicyna w USA to także dzisiejszy konflikt między domem - światem, a ojczyzną, a przecież mamy też dom - kosmos, który ten konflikt tłamsi.

Każdy człowiek próbuje przemyśleń ponadczasowych, uniwersalnych i każdy wpada w sidła własnej plemienności.

Wsłuchując się w pracę orkiestry słyszymy dialog instrumentów, intensywną wymianę odpowiadających sobie dźwięków. Widzimy sprawność pianistki Anny Fedorowej, jej blond włosy, kobiecą pulchność, młodość, która bezkompromisowo przemierza sale koncertowe. Wtula się ze swoim fortepianem w orkiestrę i zwycięża. Sublimuje, cywilizuje, dostarcza. Nie wiemy o czym dokładnie te instrumenty rozmawiają, ale prostujemy się by niczego nie uszczknąć. Jesteśmy czujni, uważni, a ona gra i gra.

Anna Fedorova

sobota, 6 czerwca 2015

Wyszyński, Gombrowicz, Red Box, Rusowicz, Czajkowski, Kania




Stefan Wyszyński, Witold Gombrowicz, Polacy, Gabriel Gietzy, TVP Kultura, 2014 r.


Zbiorowość czy indywidualność

Wyszyński pożera marksizm. Wspólnota chrześcijan wygrywa ze wspólnotą marksistów. Komuniści mieli swój złoty okres niewinności od 1867 r. („Kapitał”) do mniej więcej 1922 r. kiedy to Stalin został sekretarzem generalnym KPZR. Wspólnota chrześcijan w centrum ma relacje człowieka z Bogiem, komuniści podporządkowali ludzi stosunkowi praca – produkcja. Wspólnota jest ważna. Model Wyszyńskiego – Bóg, Kościół, Polska, człowiek – jest konkretny, prosty i wytrzymuje ciosy nazizmu i komunizmu. Gombrowicz, egzystencjaliści, poeci indywidualiści odwracają sytuację. Nie poświęcenie jednostki dla zbiorowości walczącej dla ojczyzny lub światowej rewolucji jest ważne, ale zbiorowość powinna sprzyjać jednostce by ta mogła prawidłowo się rozwijać dla bardziej dojrzałego społeczeństwa. Gombrowicz połyka Wyszyńskiego razem z marksistami. A kto połknie Gombrowicza ? Na przykład buddyzm albo koncepcja czystego absolutu. Ja Gombrowicza jest niezwykle energetyczne, buntownicze i inspirujące, ale jest też pełne ograniczeń. Człowiek Gombrowicza próbuje stać się wolny, dojrzały, ale nigdy wolny nie jest. Staje się co najwyżej inteligentniejszy, błyskotliwszy. Wyszyński pasie polskie plemię, Gombrowicz od plemienia się odsuwa bo lepiej analizować swoje z nim relacje.

Bóg Wyszyńskiego i Gombrowicza

Wyszyński bierze na siebie większą odpowiedzialność od autora „Trans Atlantyku”. Gombrowicz bierze odpowiedzialność tylko za siebie, zaś prymas staje się liderem narodu, który został zniszczony przez wojnę, a jego inteligencja mocno przetrzebiona. Do komunizowanych robotników i chłopów musiał trafić prostym i skutecznym przekazem. Dla większości Polaków„Ferdydurke” była równie skomplikowana jak „Kapitał”. Prymas zatem tę batalię wygrał. Obciążony odpowiedzialnością Wyszyński łatwo oddaje się Bogu, Gombrowicz upatruje w tym pułapkę polskości, w którą stara się nie wpaść bo w niej utraci zdolność poznawania świata. Nie jest prawdą, że Wyszyński był średniowieczny zaś Gombrowicz renesansowy. Obaj byli racjonalistami tylko każdy z nich zajmował się Polską w innym sposób i działał w innych warunkach. To tak jak porównywać tak różne poezje jak „Kwiaty polskie” Tuwima do Baczyńskiego. Bóg Wyszyńskiemu bardzo pomaga, pisarzowi przeszkadza. Wyszyński jest uwarunkowany historycznie i politycznie, pisarz walczył z tym uwarunkowaniem.

Męskość Gombrowicza i Wyszyńskiego

U prymasa męskość polega na sprostaniu wysokim wymaganiom prawdy. Wytrwanie w prawdzie jest trudne więc jest to wyzwanie godne poświęcenia. Wysoką poprzeczkę Wyszyńskiemu wyznacza Polska, Kościół, doświadczenie II Wojny Światowej, wiara w wielkość człowieka. Jak trudno ją przeskoczyć widzimy na przykładzie aktualnych problemów Kościoła i naszej cywilizacji. Gombrowicz nawet nie próbuje wziąć udziału w tych męskich zawodach, inteligencja każe mu uchylić się. W męskości upatruje manipulację skierowaną przeciwko wolności jednostki, a człowiek dojrzały musi być przecież wolny.

Kochać Polskę

Polskę się kocha taką jaką ona jest. Prawdziwa do niej miłość przeplatana jest nienawiścią. Polska jest zbiorem wzniosłych ideałów, ale także zbiorem przyziemności, nieestetycznych anty ideałów.

Nie mamy jako wspólnota innej Polski więc nie powinniśmy się na nią obrażać. I warto dodać, że wspólnoty mają swoją dynamikę, mieszanie się krwi i trudno przewidzieć jak bardzo się zmieni. Nie jest też łatwo zamieniać wspólnoty jedną na drugą jak rękawiczki.


Koncert zespołu Red Box, rynek Manufaktury

Miło jest odpocząć od języka komunikacji międzyludzkiej, którą wyznaczają takie granice jak sarkazm, ironia, cynizm, oraz używanie słów, które mają zabić. Hipisowskie przesłanie zespołu, który powstał w 1983 r. propagowania walorów miłości i wolności poprzez muzykę. Idea buntu kłóci się nieco z głębią hipisowskiego przesłania, gdyż bunt atakuje i próbuje coś zburzyć, ale jak wykażemy się konsekwencją w pracy nad sobą odkrywamy, że piękny bunt zaczyna się i kończy od pozytywnego nastawienia, wyraża się dobrymi słowami i działa regenerująco nasze życie. Może być też tak, że kultura hipisowska jest możliwa tylko w sztuce więc tym bardziej szanujmy sztukę jako platformę tego przesłania. Red Box opowiada nam o tęsknocie za czymś lepszym od tego co mamy i czego moglibyśmy się spodziewać. Simon Toulson Clark niczym dobry ojciec odśpiewuje nam bajki na dobrą noc.

Koncert składał się prawie z samych przebojów i śmiało jest w czołówce darmowych plenerówek, które zaliczyłem w swoim życiu. Na pierwszym miejscu jest występ zespołu TSA na Zdrowiu w 1984 r. w lipcowe święto manifestu PKWN. Koncert zbiegł się wtedy z premierą płyty „Heavy metal world” i ze schyłkiem neohipisów w Polsce. Po raz pierwszy wtedy szalałem pod sceną. Wysoko też cenię znakomity koncert VooVoo z Fiolką Najdenowicz na święcie ulicy Piotrkowskij (1987?). Były to czasy kiedy Jan Pospieszalki w góle nie kojarzył się z polityką, ale alternatywnym rockiem, jazzem, surrealizmem i muzykalną rodziną. Z Voo Voo zaczynał współpracować Jurek Owsiak (występ poprzedziło wycie syreny alarmowej uruchomionej przed wokalizą Najdenowicz. To było najlepsze koncertowe intro jakie było mi dane doświadczyć). Miło wspominam także koncert zimno – falowej Enklawy Ełk (1985 r.) W 2009 r. miło zaskoczył mnie koncert KSU. Eugeniusz „Siczka” Olejarczyk z kolegami zagrali płynnie, szybko i transowo. Wcześniej na rynku Manufaktury w 2006 r. z bardzo dobrej strony pokazał się Cool Kids of Death, zespół drapieżnych i trochę marudnych buntowników z Łodzi, który zagrał wtedy dobry koncert dla zupełnie przypadkowej publiczności.
 
 
Anna Rusowicz, koncert w klubie Scenografia

Hipisi psychodelią i hard rockiem hałas uczynli sztuką. Młodzi mężczyźni i kobiety zaczęli poruszać się w rytmie muzyki w sposób naturalny, niewymuszony, nie musieli już pilnować konwenansu i tanecznego kroku. Kobiety jeszcze nie uzyskały tej ekspresji co panie z feministycznego punk rocka, ale już mogły poczuć się swobodniej. Mogły urwać się ze smyczy krótkiego oddechu jaki nałożyli im ojcowie, matki i mężowie. Młodzi ludzi wybrali eskperyment młodości. Pop kultura przejęła kolejną falę buntu, ale etos pozostał i trwa do dzisiaj. Krzysztof Penedercki doceniał niepokojące, monumentalne brzmienie jako środek do walki z kostniałym systemem. Hipisi wprowadzili do muzyki brud i pozorny nieład, by na drodze pokojowej zmienić postrzeganie świata. Największą zasługą hipisów było uświadomienie ludziom ich nierozerwalnej więzi z naturą. Konserwatyści tworzyli świat bardziej przewidywalny i dający się kontrolować, ale nie tak otwarty na szybkie zmiany jakie zachodzą w ludziach i przyrodzie.


Ekologiczna postawa hipisów była też reakcją społeczeństw wysoko uprzemysłowionych na zbyt szybkie dla człowieka zerwanie z kulturą wiejską. Miasto jako miejsce skomplikowane i nie do ogarnięcia dla jednostki, tęskniącej za prostotą, miasto jako narzędzie kapitalizmu, które burzy wspólnoty, a człowieka alienuje, stało się widownią młodzieżowego buntu. Rytuały i procedury miejskie skomplikowały świat. Trzeba było więc podjąć próbę międzyludzkiej, bezproblemowej komunikacji. Pacyfistyczny idealizm jako postawa masowa, który mógł zrodzić się tylko w demokracji, był odrzuceniem rzeczywistości opartej na kolonialiźmie, nacjonaliźmie, totalitaryżmie i zimnej wojnie. Przedefiniowane zostało poczucie społecznego obowiązku. Hipis ma obowiązek szerzenia miłości i wolności we wspólnocie nie narzucając jej ram organizacyjnych. Hipis nie jest też niewolnikiem ustroju gospodarczego i politycznego. Samorealizacja hipisa została więc ograniczona do przeżycia indywidualnego, a jej zbiorowym rytuałom często wyznaczały granice policyjne zakazy, niechęć i niezrozumienie prowincji, propagandowe ataki władzy, penetracje radzieckiej komunistycznej agentury. Kultura muzyczna stała się więc klasztorem hipisów. Odwoływanie się do Jezusa, Buddy czy Kriszny dotyczyło raczej świata idei niż rzeczywistości. Środki psychoaktywne trafiły do szufladki z napisem narkotyki, a walką z nimi następnie zajęła się władza, co zresztą czyni do dzisiaj. Kultura hipisowska musiała upaść gdyż nie wypracowano realnej dla człowieka przestrzeni między miastem, a wsią i naturą. Hipisom zawdzięczamy głównie wyzwolenie kreatywności, konsumpcyjny luz i osłabienie konwencji co ułatwiło komunikację. W naszych czasach gdy ani USA, ani Chiny a tym bardziej Rosja nie prowadzą pokojowej polityki, o wiele trudniej jest skłonić jednostkę do udziału w wojnie niż dawniej.

Ania Rusowicz, nagranie koncertowe


 
Piotr Czajkowski, Lac (Jezioro Łabędzie), Les Ballets de Monte Carlo, Teatr Wielki w Łodzi.
Biały łabędź oznacza niewinność. Czarny łabędź poczucie winy wynikające ze sfery popędowej. Nassim Nicholas Taleb z czarnego łabędzia uczynił symbol nieprzewidzianych społecznych zdarzeń, które potrafią wstrząsnąć  światem w posadach. Białym łabędziem się opiekujemy, bo to są nasze wzniosłe idee tak niezbędne w kreatywnym myśleniu, czarnego łabędzia pożądamy, czujemy moc tego zakazanego owocu, którego spożycie kształtuje nasze życie, politykę, gospodarkę. Czarny i biały kot u Emira Kusturicy czynią zamęt, bałkańską kotłowaninę. Kontrast czerni i bieli u Grzegorza Ciechowskiego to energetyczne sprzężenie polityki i erotyzmu. Czajkowski kontempluje dylemat rosyjskiej duszy - jak być aniołem między ludźmi, dla których przyjemnością i jedynym sposobem na przetrwanie jest mały lub większy interesik z diabłem.
 
Do jakiego stopnia "czerń i biel" wpływają na nasze zagubienie ?
 
 
Vašek Kania, Brygada Szlifierza Karhana, Remigiusz Brzyk, Teatr Nowy w Łodzi.


Czeski socrealizm jest tak przekonywujący, że zapominamy, że obcujemy z przekazem manipulowanym. Postacie dramatu zachowują się naturalnie, mówią językiem jaki znamy i rozumiemy. Vašek Kania z pozytywnego bohatera trochę się naśmiewa zaś negatywnego do końca nie potępia. Błąd w teatrze produkcyjnym polegał na zbytnim przerysowywaniu. Autor chytrze zajął się tematem niekontrowersyjnym jak wdrożenie nowej technologii w zakładzie produkcyjnym. Nie widzimy portretów Klementa Gottwalda. Scena nie tonie w czerwieni. Aktorzy nie deklamują peanów na cześć KPCh. Czesi przed opresyjnym systemem i polityczną świadomością uciekają w pracę, w produkcję. Socjalizm ideologiczny ustępuje miejsca zwykłej codzienności. Z gorącej, aromatycznej zupy rewolucyjnej żarliwości, Czesi robią zupę letnią i odsączoną. Uczą się opowiadać ciekawie o sprawach banalnych i oczywistych. W czeskiej narracji plotkarskie opowieści przy kuchennym stole są szczytem ekspresji. W emocjonalnej i republikańskiej Polsce socrealizm był niemożliwy ani w wersji radzieckiej – monumentalnej, ani w wersji czesko – słowackiej przetrawionej. Polacy to zwyczajnie odrzucili.

Prosty robotnik wobec ogromu systemu, fabryki. Robotnik musi czuc się przytłoczony i onieśmielony. Kapłanem w świątyni socjalizmu jest partia. Robotnicy kolaborują  z systemem. System ma monopol na wzniosłość. Szara masa ma żyć małymi, codziennymi sprawami, Szarzy ludzie wybierają swoich liderów politycznych. Ci liderzy dopasowują się do silniejszych liderów z większych państw. Tworzy się łańcuch powiązań między ludźmi, narodami, państwami. Problem w tym, że w tym scentralizowanym  układzie, gdzie system się nie sprawdza, runął wszyscy. Tylko proporcje się zmieniają - wielki staje się małym, bo trudniej przechodzi transformację, mały dużym bo szybciej wdraża reformy. Tak upadło RWPG i ZSRR. Małe państwa prowadzą mysią politykę w której oceniają kto jest tak na prawdę silny, a kto tylko udaje mocarza ? Do jakiego stopnia dominujące państwo jest skłonne obłaskawić małego i słabszego jakimiś fantami, korzyściami. Tak właśnie małe państwa Grupy Wyszehradzkiej obserwują Polskę, UE, Rosję, USA i szacują swoje korzyści.

Robotnicy z czeskiej, komunistycznej fabryki nie są idiotami. Każda z tych robotniczych myszek to czujący i świadomy swojego człowiek. Myszki zbijają się też w stado. Próbują by kot nimi do końca nie zawładnął. Tak, dają się wykorzystywać przez system, ale potrafią nie dać się zjeść kotu. To jest strategia małego wobec wielkiego.




 
Zdjęcia lalek  ze sztuki "DekAmore" oraz prace Józefa Wilkonia z wystawy "Nietoperz nie ryba, nie teatr" z teatru Arlekin z Łodzi.

Rebeka, Breath - najnowsze nagranie zespołu z Poznania.