wtorek, 30 października 2012

Mężczyzna w damskich złotych majtkach




Inspiracja (doświadczone na żywo).: muzyka synagogalna, Chłopcy Kontra Basia, Duch, Minimal Compact, Danny Wolfers LEGOWELT, David J., Gavin Friday, The End House, Brygada Kryzys.

Niepokojące jest że jazgotliwa muzyka współczesnemu człowiekowi tak się podoba. Muzyka często powstaje ze zmagań człowieka z naturą, którą pragnie a jednocześnie zaciekle zwalcza. Przeniesione to zostaje na relację człowieka z sobą i z otoczeniem. Tworzymy pieśń miłosną gdy kochamy kobietę, tworzymy pieśni bojowe gdy w imię wartości chcemy zabijać. Miło jest snuć fantazję o winie, zakazanej miłości w uroczych miejskich zakamarkach, cieszyć się zakupem płyty wybitnego dzieła, a przecież bohema to cierpienie, a dzieła grano w obozach zagłady. Muzyka rockowa pozwalająca uwolnić napięcia jest narzędziem tortur w wojskowych więzieniach.

Europejska muzyka klasyczna została skażona indywidualizmem. Muzyka etniczna za bardzo próbuje „być czymś”, jazz, rock, techno noszą zbyt silne znamiona naszych czasów. Wszystko to choć często takie piękne i wybitne jest hałasem, którym kultura nakazuje się zachwycać.

Czy nie jest dziwaczne, że człowiekowi gdy chce posłuchać muzyki sugeruje się zakup nośnika, odtwarzacza, odpowiedniego ubrania się, do tego wszystkiego klaskania w ręce jakby podkreślając, że my, publiczność też mamy swój instrument perkusyjny i też coś dorzucimy do ogólnego zamieszania.

Wszelkie prezentacje muzyki, gale rażą sztucznością, są propagandowe i przypominają nudną lekcję muzyki połączone z posiedzeniem ZBoWiD-u. Wyraźnie przeszkadzają artyście w wykonywaniu swego dzieła choć jednocześnie nagradzają.

Propaganda w sztuce osiągnęła takie rozmiary, że na przykład kupujemy bilety na pół roku do przodu celem obejrzenia koncertu na stadionie. (Właśnie coś takiego zrobiłem). Dostajemy muzykę bez muzyki, kawałek papieru, a wykonawców „zamkniętych w foliowej torebce”. To niedorzeczne zachowanie acz powszechne, bo muzyka jest tu pochodną muzycznego przemysłu z jego produktami.

Jesteśmy „zbyt martwi” żeby słuchać muzyki. Nie rozumiemy jej, ale wiemy po co jej słuchamy. Po to żeby odwrócić na moment uwagę od samych siebie. Na chwilę tylko, bo zaraz zaczniemy ze swoim obłąkańczym „lubię, nie lubię”. W zdecydowanie lepszej sytuacji są artyści, gdyż bliżej im do zrozumienia muzyki. Muzyka w ludzkim rozumieniu polega na obkładaniu ciała ciosami – bodźcami. Słuchamy Chopina, a otrzymujemy strzelanie z gumy od majtek.

A przecież chodzi o to by wszystko stało się muzyką, by uwolnić kończyny od instrumentu, by ucho wreszcie coś usłyszało.

Od plastiku lepszy koncert na żywo, od koncertu na żywo...cisza.


sobota, 20 października 2012

Zaliczyłem Niżińskiego






Witold Zawodziński, Niżyński, Teatr Jaracza

Rzecz o człowieku, który w ucieczce przed światem trafił do baletu, a gdy był już za stary na wykonywanie zawodu, przy wydatnej pomocy rodziny i otoczenia, uciekł do zakładu psychiatrycznego. Tam zmarł. Dekadencja upadającego caratu, dwie wojny i bolszewizm były ponad siły wybitnego tancerza. Jak już nie rodzina, seksualni opiekunowie i sztuka nie dawały schronienia, zostało szaleństwo.

Rzecz o nas samych, o wariatach.

Ludzie ! Aktor już nie nosi trykotów. Nie zobaczycie młodych jąder i pośladków. Gość gra w jakimś drelichu.

Ludzie ! Czy Wy naprawdę chcecie oglądać przedstawienie o psychozie ? Widziałem w tym teatrze lepsze („Seans” Ireneusza Iredyńskiego), a na sali były pustki.

Ludzie ! Nie musicie wstawać jak roboty po zakończeniu spektaklu by klaskać na stojąco, udając że wam się ten Niżiński podobał.

Ludzie ! Rozumiem, że chcecie pochwalić się przed znajomymi, że się było na Niżińskim, w końcu kiedyś trzeba było pójść do teatru, a Jaracz jest od lat najlepszy w Łodzi.

Ludzie ! Przecież od połowy sztuki, na scenie nie dzieje się nic ciekawego. Ziewałem raz po raz. Tekst w kółko o tym samym, a numer z onanizmem zgrany. O przepraszam, gdy padło „słowo na ch” przestałem myśleć o meczu Widzewa z Piastem Gliwice i powróciłem do świątyni sztuki.

Łodzianie ! Uwolnijcie już Panów Wrocławskiego od Bogosiana i Maćkowiaka od Niżińskiego.
Przestańcie męczyć kasjerkę o te bilety. Mamy już 2012 rok !

Brawa dla marketingowców, którzy niczym psy pasterskie skutecznie zaganiają owce do zagrody.

Cytując Kondratiuka z Big Bang”: „Ludzie, ludzie, opamiętajcie się”.

piątek, 19 października 2012

O ekonomii



Zadaniem ekonomii jest dostarczenie miliardom ludzi pożywienia, energii oraz bezpiecznego schronienia. Istotne jest odprowadzanie odpadków, śmieci. Rzecz banalna, a jednak jeszcze nie tak dawno europejskie miasta śmierdziały, śmieci unoszą się na wodzie, nad ziemią, błąkają się po pustyni i zalegają po lasach. Najtrudniej radzimy sobie z odpadami gdyż nie są tak uciążliwe w konsumpcji i w seksie. Nikt nie będzie toczył wojny o śmiecie. Ekonomiści stawiają sobie pytanie ile czego można dostarczyć ludziom, żeby dało ich się utrzymać w funkcjach życiowych. I tutaj granica jest niebezpiecznie elastyczna. Gdyby nie wysoki poziom kultury materialnej, wysoka produkcja różnych dóbr, człowiek nie rozbudzony w konsumpcji zostałby łatwo zepchnięty w stan wyzysku kapitalistycznego czy niewolnictwa. W obozach koncentracyjnych ludzie też pracowali. Człowiek kroczący z torbą na zakupy idzie więc w kierunku demokracji, praw człowieka. Ruch Solidarności w Polsce był walką o prawo do lepszej konsumpcji, budowa PRL po wojnie była realizowana w imię przyszłej zasobności. Najpierw jedzenie potem ideologia.

Wzrost konsumpcji jest zły dla środowiska naturalnego, ale dobry dla człowieka. Jak to pogodzić ? Stan świadomości obecnego człowieka jest taki, że państwo bądź kapitalista chce podtrzymać człowieka przy życiu przy minimum nakładu. Stąd spór liberałów z socjalistami, pracodawcy z pracobiorcami. Stan świadomości bycia w konflikcie: międzyludzkim i ze środowiskiem naturalnym. Ekologia, prawa człowieka, humanitaryzm próbują złagodzić te spory. ONZ, Unia Europejska i podobne inicjatywy mimo kryzysów ekonomicznych wyhamowały wielkie wojny mocarstw tworząc świat globalny, w którym otwarty krwawy konflikt się nie opłaca. Wojna światowa o biegun północny, Syberię, rejon Pacyfiku czy Środkowy Wschód mimo pesymistycznych skojarzeń z przeszłości jest mało prawdopodobna. Mocarstwa skutecznie izolują lokalne konflikty. Ratuje nas gospodarka. Zaspokajanie codziennych potrzeb człowieka tak pochłania uwagę wszystkich, że nacjonalista, komunista czy fundamentalista polegnie pod ciężarem księgowości, budżetów i technokracji. I dobrze.

Współczesny człowiek jednak zdaje sobie sprawę z kryzysu i sytuacji przemiany świata. Kupując, jedząc, kochając się i śpiąc oddalamy groźbę wojny, ale co dalej. Przecież będąc w stanie konfliktu cierpimy. Czy nie dałoby się zakończyć to cierpienie i jaki miałoby to wpływ na ekonomiczne myślenie i gospodarkę ? To jest wizja dla człowieka przyszłości, któremu przyjdzie się zmierzyć z kosmosem. Człowiek powinien zarządzać swoim życie nie tylko z poziomu świadomości, podświadomości, ale z poziomu „duchowego centrum” czyli przekroczenia ego i utrzymania się w harmonii ciało – umysł. I realizuje to w życiu codziennym, ale sporadycznie lub w sposób nieciągły.

Konsumowanie to rytuał. Ćwiczenia duchowe należy wkomponować w rytuał codzienności. Nie robimy tego chętnie ponieważ większość tego nie robi, a stadny charakter życia polega właśnie na wzajemnej obserwacji. Telewizja i internet też temu służą. Do podglądania siebie nawzajem. Mało się widzimy wzajemnie w życiu duchowym. Postrzegamy więc gospodarkę jako coś skrajnie nieduchowego, a ekonomię jako naukę czyli nie – duchowość. Żyliśmy sporem teologa z darwinistą, potem były wielkie wojny i obecnie żyjemy konsumpcjonizmem. Widać bardzo wyraźnie, że to co łączy ekonomię z duchowością jest przyziemność, codzienność obu dziedzin oraz wspólny mianownik – cierpienie. Cierpimy gdy nie mamy co jeść, gdy jesteśmy bezdomni, gdy z braku energii wyłączy się nam komputer, telewizor czy lodówkę. Cierpimy gdy czujemy, że mentalnie nie korzystamy w pełni z możliwości jakie daje nam istnienie. Cierpimy gdy widzimy cierpienie innych. Na makroekonomicznym poziomie rządzenia ekonomia powinna ograniczać cierpienie. Jego świadectwa w życiu publicznym są kryzysem gospodarczym. Na przykład: co robi człowiek gdy dostanie pieniądze, coś sobie kupi i jak kończy się kryzys – cieszy się. Ideologie nie są potrzebne. Wystarczy jeść, wykonywać ćwiczenia duchowe, w ogóle się rozwijać. Ideolog szuka sporu, konfliktu, zwalcza poglądy innych, a w rzeczywistości kłóci się sam ze sobą, ze swoją naturą. Większość współczesnych podąża drogą zachłannej konsumpcji: nowe auto, nowa komórka, nowa kopalnia diamentów, kolejne gazociągi i szyby naftowe. Ale to jest zarządzanie życiem swoim i jednostek na śmieciowym poziomie myślenia. Niewolnik swoich słabości pragnie zniewalać innych.