Inspiracja (doświadczone na żywo).:
muzyka synagogalna, Chłopcy Kontra Basia, Duch, Minimal Compact, Danny Wolfers LEGOWELT, David J., Gavin
Friday, The End House, Brygada Kryzys.
Niepokojące jest że jazgotliwa muzyka
współczesnemu człowiekowi tak się podoba. Muzyka często
powstaje ze zmagań człowieka z naturą, którą pragnie a
jednocześnie zaciekle zwalcza. Przeniesione to zostaje na relację
człowieka z sobą i z otoczeniem. Tworzymy pieśń miłosną gdy
kochamy kobietę, tworzymy pieśni bojowe gdy w imię wartości
chcemy zabijać. Miło jest snuć fantazję o winie, zakazanej
miłości w uroczych miejskich zakamarkach, cieszyć się zakupem
płyty wybitnego dzieła, a przecież bohema to cierpienie, a dzieła
grano w obozach zagłady. Muzyka rockowa pozwalająca uwolnić
napięcia jest narzędziem tortur w wojskowych więzieniach.
Europejska muzyka klasyczna została
skażona indywidualizmem. Muzyka etniczna za bardzo próbuje „być czymś”, jazz, rock, techno noszą zbyt silne znamiona
naszych czasów. Wszystko to choć często takie piękne i wybitne
jest hałasem, którym kultura nakazuje się zachwycać.
Czy nie jest dziwaczne, że człowiekowi
gdy chce posłuchać muzyki sugeruje się zakup nośnika,
odtwarzacza, odpowiedniego ubrania się, do tego wszystkiego
klaskania w ręce jakby podkreślając, że my, publiczność też
mamy swój instrument perkusyjny i też coś dorzucimy do ogólnego
zamieszania.
Wszelkie prezentacje muzyki, gale rażą
sztucznością, są propagandowe i przypominają nudną lekcję
muzyki połączone z posiedzeniem ZBoWiD-u. Wyraźnie przeszkadzają
artyście w wykonywaniu swego dzieła choć jednocześnie nagradzają.
Propaganda w sztuce osiągnęła takie
rozmiary, że na przykład kupujemy bilety na pół roku do przodu
celem obejrzenia koncertu na stadionie. (Właśnie coś takiego
zrobiłem). Dostajemy muzykę bez muzyki, kawałek papieru, a
wykonawców „zamkniętych w foliowej torebce”. To niedorzeczne
zachowanie acz powszechne, bo muzyka jest tu pochodną muzycznego
przemysłu z jego produktami.
Jesteśmy „zbyt martwi” żeby
słuchać muzyki. Nie rozumiemy jej, ale wiemy po co jej słuchamy.
Po to żeby odwrócić na moment uwagę od samych siebie. Na chwilę
tylko, bo zaraz zaczniemy ze swoim obłąkańczym „lubię, nie
lubię”. W zdecydowanie lepszej sytuacji są artyści, gdyż bliżej
im do zrozumienia muzyki. Muzyka w ludzkim rozumieniu polega na
obkładaniu ciała ciosami – bodźcami. Słuchamy Chopina, a
otrzymujemy strzelanie z gumy od majtek.
A przecież chodzi o to by wszystko
stało się muzyką, by uwolnić kończyny od instrumentu, by ucho
wreszcie coś usłyszało.
Od plastiku lepszy koncert na żywo, od
koncertu na żywo...cisza.