wtorek, 10 lutego 2015

Wagner, Moskwa, Inarritu, Jankowski&Tymański, O jedności (c.d.)




Inspiracja: Ryszard Wagner, Holender tułacz, Herbert Adler / Eraldo Salmieri, Teatr Wielki w Łodzi.

Zrozumieć Wagnera to znaczy odczuć wzniosłość monarchii dziewiętnastowiecznej Europy, ducha Wielkiej Rewolucji Francuskiej i nabierających na sile nacjonalizmów, a jednocześnie poczuć w nozdrzach smród rynsztoków, lumpenproletariackiej biedy, brud skrywany czernią żydowskich chałatów. Wagner dla jednych nieznośnie toksyczny przerostem ego w muzyce, dla innych oczyszczający z codzienności prysznic, kąpiel dla duszy, niezbędny zabieg higieniczny. Inaczej wygląda dobrze nam znany dom, ulica, drzewo, osoba przy gęstych dźwiękach muzyki Wagnera. Muzyka przedziera się do naszej świadomości wszystkimi dostępnymi drogami, dróżkami i ścieżkami, strumieniem, wartkim potokiem, wzburzoną rzeką, uderza w nas zimną morską falą północnych mórz. Niektórzy tego nienawidzą, uderzeń raz subtelnych innym razem brutalnych. Uwielbiam na koncercie Wagnera rozluźnić pasek od spodni i zdrzemnąć się lekko opadając na bok i poczuć jak miazmaty myśli unoszą się na morzu niczym resztki rozbitego statku. Opera Wagnera przypomina koncerty Iron Maiden i popisy sceniczne 56-letniego Bruce'a Dickinsona. Już będąc nastolatkiem dowiedziałem się że Wagner jest heavy metalowy. Kobieta w "Holendrze tułaczu" znajduje siłę do życia  w wierności i posłuszeństwie. Mężczyzna błąka się miedzy domem, a wielkim światem. Jedno i drugie pragnie miłości i nie zapominajmy: świadomość ludzką napędza idea miłości, wolności i przyjemność z rozwiązywania problemów na drodze logicznego myślenia. Muzyka Wagnera zaczepia nas, chce byśmy totalnie się podporządkowali jej dźwiękom. Nie dziwmy się, że w dawnych czasach ludzie wychodzili z opery oszołomieni, a w drodze powrotnej do domu czuli jak nogi unoszą ich nad brukiem mrocznych miast w kierunku tajemniczego światła, które można dostrzec tylko oczami duszy. Muzyka Wagnera pogłębia psychologię postaci - zasłuchani wyobrażamy sobie, że jesteśmy jednym z operowych bohaterów (wybieramy tego nam najbliższego) i wczuwamy się w jego uczucia i emocje. Romantyzm - piękno długich zdań, "odlotowych" dygresji, rozciągniętych i zlewających się ze sobą dźwięków więc to doceńmy w naszych nieromantycznych czasach.










Inspiracja: Moskwa, El Punk, Royal Spirit, koncert w Stereo Krogs

Ech, ten rock'n'rolle. Jeden bar, a w barze jeden nalewak do piwa przy wysokiej frekwencji. Butelkowe rozeszło się zanim Moskwa wyszła na scenę.  Apokaliptyczne, antywojenne pieśni Pawła Gumoli aktualne jak nigdy dotąd. Może maryjny maj, miesiąc urodzin Buddy uczcimy grzybem atomowym ? Powietrza ! Gdy je tracimy przy kolejnych relacjach z fiaska pokojowych negocjacji, narastającego bestialstwa w Europie i w ISIS. Jak to Europejczyk chytrze wypchnął w świadomości Ukrainę z Europy. "Samobójstwa ciągle w około by narodzić się na nowo, bez defektu".  "To jest XXI wiek, a oni nienawidzą się", (...) "a oni ciągle zbroją się". Czas wymeldować się z tego świata do światła. Przerwać łańcuch karmiczny. Gdy patrzę na nastoletnie dziewczyny na koncercie, a trzeba przyznać, że Moskwa i w ogóle punk powołują ciągle nowe zaciągi punkowych załóg, nie mam brzydkich myśli. Odczuwam raczej wzruszenie, współczucie, ponadpokoleniową solidarność. Najwyraźniej żal i szkoda tego młodego materiału ludzkiego pod pręgieżem cierpienia. "Samobójstwa" to cichy wrzask odkrywców depresji. Dlaczego uważam, że rak wojny ogarnie cały kontynent ? Bo Europejczycy uciekają od tematu wojny, nie ma żadnego realnego ruchu pokojowego czy mocnego przeciwstawienia się Rosji. Wszechobecna konsumpcja.  Gdy się od czegoś ucieka to się to otrzymuje. Nie ma w nas desperacji buntu. Jakże bezpieczniej zajmować się pierdołami w stylu Syriza, Podemos Pablo Iglesiasa, jestem albo nie jestem Charlie, Ogórek, Dudą. "Tak, tak czy ty widzisz to, jak oni sami siebie zniszczyć chcą". "Babilon system". Dopiero przy globalizacji okazało się czym jest Babilon system. "Śmierć w terenie" - Aleppo, Kobani, Donieck.  Gdy zaczynamy torturować dzieci nie możemy spodziewać się wygodnego życia w pokoju. Życie w pokoju to nagroda po ciężkim dniu pracy, a pracy nie ma. Bashar Al Assad i ISIS wypowiedziało już wojnę dzieciom. Czekamy na ripostę dzieci.

 

Inspiracja: Alejandro Gonzalez Inarritu, Birdman, film z 2014 r.


Alejandro González Iňárritu, meksykański Roman Polański, który dba o to żeby było efektownie i inteligentnie. Ważny jest widz więc po wyjściu z kina nie powinno się go zostawiać tylko z jego własną oceną tym bardziej jednoznaczną (klapa/genialne). Ważny jest człowiek zatem kamera pokarze nam ludzi bardziej osadzonych w swoim ego i w relacjach z innymi niż w otaczającym ich środowisku. Przykuć uwagę, zainteresować, zachwycić – z takim podejściem łatwo o błazeństwo stąd walka z samym sobą by wypaść artystycznie godnie i okazale. Majstersztykiem okazał się film pt „Babel” z 2006 r. jeden z najważniejszych filmów o globalnym społeczeństwie. W każdym razie 15 lat po debiucie filmem Amores perros” Iňárritu przetrwał jako rozpoznawalna indywidualność. Centralnymi postaciami „Ptasznika” są postacie męskie Mike (Edward Norton) i Rigan Thomson (Michael Keaton). Rigan planuje, opracowuje, starannie się przygotowuje, Mike jest spontanicznie reagującym aktorem tu i teraz. Rigan trzyma się scenariusza, Mike go stale zmienia bo jego postać żyje i rozwija się na oczach widza. Rigan opanowany przy ludziach, traci nad sobą kontrolę na osobności. Mike potrafi dać upust emocją publicznie, a jego talent aktorski może brać się stąd, że scena jest dla niego zarazem miejscem pracy i terapii. U Rigana rośnie napięcie gdy schodzi ze sceny, a garderobie czeka na niego prawdziwe wyzwanie – jego alter ego, Mike po spektaklu powoli gaśnie, zagubiony szuka gdzieś dla siebie miejsca w zakamarkach Broadway'u. Iňárritu tak jak Polański bardzo się stara by postacie były realne i uwodziły sobą widza, byśmy zapamiętali grymas twarzy aktora, jego nerwowy gest.


Reżyser „Ptasznika” pastwi się nad Broadway'em i w ogóle artystami. Dzieło powstaje w męczarniach, nie sposób oddzielić świat kreowany od codzienności, kobieta odgrywa postać sceniczną a jednocześnie jest osobą w zawodzie aktora, w domu zaś pełni rolę żony i matki. Gdy płacze można się pogubić ile w tym zachowaniu fikcji, a ile rzeczywistości. Łzy radości były łzami smutku ? Toksyny pojawiają się najczęściej na granicach, gdy aktor wchodzi w rolę z niezałatwionymi sprawami ze świata realnego. Aktor podczas swojej kariery przechodzi od młodzieńczej eksplozywności, gdzie bunt miesza się z entuzjazmem, przez okres stabilizacji warsztatu po etap, gdy znajduje się w pułapce słabnących sił życiowych i ciężaru bagażu doświadczenia życiowego. Na każdym etapie walka i szarpanina na nowo. Ideałem jest wejść na scenę zawsze po raz pierwszy. Szuka się tego „błysku”, „ognia”, „świeżości”. Rigan, Mike i inni bohaterowie „Ptasznika” jak my wszyscy męczą się ze sobą, improwizując i eksperymentując, by z tego pozornego chaosu upadków i uniesień stworzyć wspaniałe dzieło.


Wątek kąśliwego krytyka teatralnego (Lindsay Duncan w roli Tabithy): Tabitha przechowuje w pamięci "swoje pierwszy raz" z teatrem. Może była wtedy dzieckiem, (ważne relacje z rodzicami), a może już nastolatką, która przeżyła miłość do osoby związanej ze sceną. Mogło to być coś więcej niż uczucie platoniczne w końcu nie brakuje chętnych do romansów z nieletnimi. Doświadczenie dość istotne by w poszukiwaniu utraconej miłości zostać krytykiem New York Times'a. Sukowatość Tabithy czerpie natchnienie z bezskutecznego oczekiwania na powrót przeszłości.  


 



Inspiracja: Grzegorz Jankowski & Tymon Tymański, Polskie gówno, film z 2015 r.


Film o relacji między „gębą”, a „twarzą” oraz obraz pokolenia kontrkultury lat 80tych bardziej przekonywujący niż dość powierzchowny „Wszystko co kocham” Jacka Borcucha z 2009 r. „Twarz” mamy na samym początku. Z upływem czasu używana twarz staję się „gębą”. Gdy ktoś zachowuje się nikczemnie następuje przekształcenie w „mordę”, ale o tym już film nie opowiada. Żadna z postaci „Polskiego Gówna” nie zasługuje na „mordę”. Świetnie grają Arkadiusz Jakubik, Jan Peszek, a gdy się obserwuje Roberta Brylewskiego i Tymona Tymańskiego przychodzą na myśl filmy Janusza i Andrzeja Kondratiuków. Trudno uwierzyć, że chłopiec z modną grzywką (Kryzys), młodzieniec w dredach (Izrael) i łysy amator joitów to ten sam człowiek. Gdy jest się osobą publiczną „twarz” szybciej się zużywa. Może to być obciążenie dla psychiki, ale też nie pozwala zanadto zagubić się w moralnych kompromisach. Można być buntownikiem albo buntownikiem skurwionym. Ten dość efektowny wybór każe pokonywać muzykom trasę, na którą składają się obskurne kluby muzyczne, gdzie zabawa, alkohol i sztuka współżyją ze sobą. Pamiętam jak jurorka, i gwiazda polskiego rocka, w tym samym okresie gdy oglądali ją widzowie w telewizji, grała koncert w brzydkim jak noc klubie Dekompresja w Łodzi dla dość wąskiej widowni. Ale też nie wybrzydzajmy. Światowe gwiazdy jazzy ćpały, nie wylewały za kołnierz i grały po klubach.
O co chodzi z tak zwaną niezależnością artystyczną ? Nie zawsze to co tworzymy dla przyjemności, z pasją, jest tym czego oczekuje widz, a przede wszystkim właściciel mediów. Ponadto muzyk tworzy dzieła na swoją miarę i obiektywnie może się mylić co wartości swojego przekazu. A może nawet w ogóle nie powinien prezentować tego co stworzył ? Rynek nigdy nie będzie tak elastyczny jak ludzka kreatywność. Każdy indywidualnie musi odpowiedzieć sobie na pytanie gdzie się kończy sztuka, a gdzie zaczyna produkcja, gdzie jest miejsce dla pasji, a kiedy już uczestniczymy przemyśle rozrywkowym. Granice są płynne, ludzie są dość zagubieni więc temat „niezależności” wydaje się być wiecznym jak spór o relacje między jednostką, a zbiorowości (wolność człowieka w obliczu konieczności współdziałania w zbiorowości ludzkiej).

Gdy wczesna kontrkultura lat 80tych ogląda wesołkowate programy rozrywkowe, których uczestnicy oszukują się wzajemnie, jedni, że oglądają coś wartościowego, drudzy, że wykonują, producent, że lansuje młode talenty, widzą zwykłą propagandową papkę, którą  karmi się społeczeństwo by nie protestowało, grzecznie chodziło do pracy i nie buntowało się do zmian. Dostrzegają gierkowską propagandę sukcesu z mocnym akcentem na stan wojenny. Po 25 latach nowej Polski, symbolem PRL jest nie Gomułka czy Gierek, ale właśnie Jaruzelski. Ówczesnej młodzieży nie było wcale do śmiechu gdy wprowadzano stan wojenny tak jak teraz nie bawią ich różne szanse, konkursy, mody i idole. Po latach kojarzy się to z przemawiającym generałem, dawniej groźnym i wszechwładnym, dzisiaj cyfrową animacją służącą odreagowaniu i kpinie.





O jedności (ciąg dalszy).

Wielki Wybuch nie potrzebował Bogdana - Stwórcy, powstał z niczego. Z niczego powstała przestrzeń, która wypełniła się materią i energią. Wielki Wybuch nie miał ani obserwatora, ani miejsca, w którym nastąpił. Bogdan mógł powstać dopiero później i może być bytem, który się stale rozwija. Jeżeli istnieje ktoś taki jaki człowiek to znaczy, że we wszechświecie mogła powstać superinteligencja, której rozwój zasilają napływające zewsząd informację o wszystkim co się gdziekolwiek dzieje. Dzięki temu możliwe są różne istoty na wielu poziomach. Czy taki Boguś istnieje ? Nie wiadomo, ale na pewno nie można twierdzić, że Bogdana nie ma bo do Wielkiego Wybuchu był niepotrzebny. Pojawienie się mitologii, religii politeistycznych uczyniło z wiary w Bogdana problem przeciwstawny nauce. Boguś jest "no problem", jest brakiem ograniczeń i jest areligijny. Bogusiowi też nie przysłużyła się zasada moralności. Nie męczmy Bogusia dobrem i złem, zamiast tego sami bądźmy moralni.

Coco Rosie