Magicznych chwil doświadczamy wszyscy.
Tym się różnią od pozostałych, że łączą ze sobą idealnie kilka
elementów: czas (wiek osoby), miejsce (np. szkoła, wakacje, koncert
), zdarzenie osobiste (np. miłość, sukces), zdarzenie
pokoleniowe.. Wszystko do siebie pasuje niczym klocki lego. Osoba w
takiej chwili odbiera rzeczywistość inaczej bardziej realnie czy
bardziej halucynogennie. Może to być wspólne doświadczenie
pokoleniowe - akcja "Burza", rok 1968, NZS, podróż
autobusu jajcarzy z 1964 r. Ken'a Keseya i Neal'a Cassady, festiwal z
Woodstock czy Arabska Wiosna. Zjawisko to znakomicie ilustruje film
Franca Roddama z 1979 "Kwadrofonia" czy "Panny z
Wilka" Andrzeja Wajdy też z 1979 r.
Jesteśmy na koncercie z ukochaną
zespołu, którego jesteśmy wręcz wyznawcami. Odczuwamy szczęście,
poczucie pełni. Czas jakby zatrzymuje się w miejscu. Myślimy
wtedy, że ta cudowna chwila będzie powtarzalna, że tak będzie
wiecznie i że od tej pory stajemy się odkrywcami tajemnicy, która
czyni nas lepszymi od tzw. "szarej masy". Od tej pory
prawda, miłość i wolność oświetlą nam drogę. Rozczarowanie przychodzi tuż nazajutrz. Popijając poranną kawę już
wiemy, że uniesienie magiczną chwilą
przeminęło, a szarym w
szarości pozostaje nam wspomnienie, które będziemy już do końca
życia pielęgnować. Stąd, myślę, bierze się czytelnictwo
kobiecej literatury.
Na początku jest nam smutno, nie
dość że to co magiczne trwa tak krótko, to jest tych chwil tak mało. Jednak gdy
sięgamy pamięcią w przeszłość oświeca nas mnogość tych
doświadczeń. Wraz z upływem życia nie tylko przybywa nam
wspomnień o cierpieniu, chorób i cynizmu, ale także tych chwil
magicznych i że wiek nie gra tu tak ważnej roli jak nam się z
początku wydawało. Smutek zaczyna ustępować radości. Życie nie
przynosi samych strat.
W tym miejscu "przelać na papier"
można ogrom wspomnień zatem czytelnik tego wpisu może dalszy ciąg
dopowiedzieć sobie sam.