niedziela, 25 października 2015

Soundedit Festival: Tha Pau, K - essence, Little White Lies, Das Moon




The Pau, Polska, debiut 2015 r.

Gdy się widzi młodziutką wokalistę i gitarzystkę, która trzyma się elektrycznej gitary niczym wiosenna bazia gałązki, tęskni się i wspomina. Oczywiście wspomina się nieprawdy, coś się roi i fantazjuje na swój temat na przykład o miłości i wolności, którą wydawałoby się każdy powinien dostać bez wysiłku jako ciasteczko do porannej kawy. I młode osóbki czynią z dorosłego męża wyrostka, którego naiwne myśli, że jest znowu chłopcem, każą zapomnieć o capim zapachu i włosach wystających z nosa. W pierwszych rzędach grubawe starszaki okupujące wygodne kanapy pod sceną, dalej odrobina młodzieży, a na scenie ona - Paulina, francuskie wydanie młodej Polki. Nie brzdąkała jak to panie lubią ballad na gitarę akustyczną, ale z groźną minką coś tam po polsku śpiewając, czyniła post punkowy jazgot. Wielką zaletą tej artystki jest to, że nie umie śpiewać, dzięki czemu nie męczy skalą kobiecych uczuć i emocji. Wolałbym The Pau zobaczyć na koncercie w klubie DOM, gdzie zresztą występowała niż na branżowym festiwalu, byłoby mnie staremu bardziej klimatycznie. Liczy się jednak nie moja wygoda, ale to, że artyści mogą wystąpić w schludnym i ciepłym miejscu na prestiżowej imprezie przy podobno najlepszym nagłośnieniu na świecie. Niech tatusie tęskniąc za pierwszą miłością, młodą artystkę wspomagają finansowo bo nie ma nic bardziej patriotycznego jak gdy Polak Polakowi pomaga i kochanej małżonce pomoże zapiąć stanik.

The Pau

The Pau, Martwi

The Pau, Bianca


K - essence, Katowice, debiut 2014 r.

Zespół uprawia styl o intrygującej nazwie dramatical czy theatrical. Grali świetnie, dojrzale, wokalista obdarzył nas śpiewem o barwie czystej i ciepłej. Na Open'er Festival takich podobnych zespołów było kilka znaczy to więc, że mamy do czynienia z czymś modnym, powszechnie pożądanym. Nie będę złośliwy jeśli dodam, że leżąc pod ścianą (miejsce na kanapie zajął mi inny dziad gdy bliżej sceny podziwiałem Paulinę), uciąłem sobie drzemkę. Dobra, na prawdę uspokajająca muzyka rockowa chociaż z przekazu miało wynikać coś zgoła innego - miało być dramatycznie. Po prostu dla osoby wychowanej na jazgocie, to co zagrane ostro i dramatycznie może  działać relaksująco i usypiająco. Na Ryszardzie Wagnerze także można uczestniczyć w muzycznej uczcie podsypiając. K- essance nie gra muzyki oryginalnej. Celem tej sztuki jest czerpanie przyjemności nad dopracowywaniem formy, co pozwala na zmierzenie artystycznego talentu. Młodzi artyści "mają ten cudownej czas", że o sobie wiedzą zbyt mało, aby znać granicę swoich możliwości.
Styl muzyczny K - essence jest tak inteligentnie pomyślany, że trudno im będzie wyczerpać potencjał dla przyjętej przez zespół formy i koncepcji.

K - essence



Little White Lies, Łódź, debiut 2011 r.

Najbardziej chyba promowany łódzki zespół. Byłem na ich koncercie w klubie Jazzga przed kilku laty i z wielką ciekawością oczekiwałem ich występu na Soundedit. Idą w kierunku rocka i bluesa. Mniej elektroniki, więcej Kasi Krenc. Mnie się zawsze kojarzyli ze Sleigh Bells, a zwróciłem na ich uwagę na fali fascynacji muzyką electro punk i duetów electro. Moje wymarzone LWL to właśnie ciepło bluesa, autentyczny bunt rocka i energia bitów. Świetnie wykonali cover Massive Attack. LWL są na etapie przechodzenia z etapu zespołu klubowego na wielką scenę. Ludzie ich kochają i bardzo im kibicują. A propos samego festiwalu: jako, że odbywa się cyklicznie  jesienią i w Łodzi zaczyna przypominać dawne Rockowisko. LWL charakteryzuje żywe, witalne granie z domieszką polskiej melancholii.

LWL, Mationless

Das Moon, Polska, debiut 2011 r.

Czego ludzie najbardziej oczekują od electro industrialnych zespołów ? Fani takiej muzyki to ludzie raczej smutni i depresyjni, kumulują się w nich lęki, napięcia czasami strach. Czego się boją ? Niczego konkretnego, samej aktywności lub jej braku, kontaktu z drugim człowiekiem lub samotności. To konsumenci alkoholi i xanaxu. W seksie raczej są zimni i perwersyjni. Generalnie cierpią. Boją się wstać z krzesła bo to implikuje ciąg niewiadomych zdarzeń. Są katastrofistami bo myśl o wojnie czy globalnej zagładzie ich uspokaja. Wydają się lepiej czuć w sytuacjach skrajnych.
Śmierć, zimny, fizyczno-chemiczny kosmos jest wybawieniem od cierpienia, gwarantuje rozpłynięcie się w nicości, w zupie z cząstek i atomów. Na koncercie ostre, klimatyczne, marszowe bity pozwalają wyzwolić napięcia, odblokowują się ruchowo. W moim przypadku działa tak hard core punk. Das Moon daje relaks, rozluźnienie, odlot.

DAS MOON

ciąg dalszy wspomnień festiwalowych nastąpi w najbliższych dniach.

zdjęcia:
  • Toledo
  • jesień 2012 r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz