czwartek, 24 października 2013

Oświadczyny

Inspiracja:

Christopher Walker, Bjork: głos duszy, film z 1997 r.





Staruszka stała nad zwłokami męża z kawałkiem bułki w ręku. Wszystko się pokręciło. To on miał ją przeżyć. Był przecież młodszy.

Robert nie wytrzymał. Zebrał się wreszcie w sobie i postanowił jej się oświadczyć. Był zawsze przy niej bardzo blisko, asystował by Te mogła zająć się tylko muzyką.
- nie mam tyle dla ciebie czasu Robercie, wiesz, że żyje tylko dla muzyki i...mojego synka. Nigdy nie znajdę w swoim sercu odpowiednio dużo miejsca dla ciebie.
- nie chcę twojego czasu, ani serca...pisnął
Robert już dawno przestał żyć swoim, oddzielnym życiem. Najpierw uciekł przed wszystkimi w "swój świat" by potem wpaść na nią kilka lat temu, podczas przygotowań do koncertu. Od tamtego czasu z pracownika technicznego przeistoczył się w dostarczyciela bułek. Przekrajał bułkę, wkładał do niej liść sałaty, delikatnie przekrojony plasterek sera i ogórka.   "Jego świat" cały się zmieścił w codzienności Te, tworząc całkiem szczelny, podwójnie zbrojony bunkier przed światem zewnętrznym.
- Robert, nie jesteś muzykiem...przecież gdy będę śpiewała nie usłyszę dźwięku twojego instrumentu, jak zatem możesz BYĆ ? Za mało wytwarzasz dźwięków, Robert ! Czego ty ode mnie chcesz ?
- Żebyś była moją żoną.
- I co ?! Tylko nie mów, że mnie kochasz...
- Kocham cię
Robert skłamał. Nie mógł zakochać się w ścianach bunkra wypełnionego dźwiękami. Złapał Te za rękę. Ronił szczere łzy do kłamliwych deklaracji.

Jeżeli Te zgodziła się na ślub to tylko dlatego, że usłyszała to szczere, rozczulające zakłamanie. Sama też taka jest i tacy są ludzie, których zna. Małe wystraszone dzieci, obłudne i perwersyjne, w skórze dorosłych ludzi. Te bardzo polubiła zapach i dotyk ręki Roberta. I uzależniła się od "roberciej gastronomii".

- Tylko pamiętaj, masz być przy mnie gdy będę umierającą staruszką. Wiesz, że bardzo boję się śmierci. Lubię ludzi, towarzystwo, całą tą ptasią paplaninę i bardzo, ale bardzo boję się śmierci. Pustki i niepewności, którą niesie sam moment przejścia. Ożenię się z tobą, ale musisz wtedy być przy mnie.
- z bułką w ręku ?
- z bułka !
Oboje się uśmiechnęli.

https://www.youtube.com/watch?v=WyhMzQXLFEU

sobota, 12 października 2013

Inspiracja:
koncert Richarda Bona w klubie Wytwórnia w Łodzi 11 października;
napad na Romów w dzielnicy Łódź Górna w sobotę 5 października 2013 r.





"Uć" rzucił Richard Bona ze sceny. Obracane w dłoni koraliki do medytacji pomogły "puścić umysł", który bez zapory w postaci napięć wywołanych przez myśli, podążał naturalnie za dźwiękami. Muzyka zdawała się "robić co chce", "być nie przewidywalna" i "nie podlegająca kontroli". Umysł miękko przylgnął i podążał.

Zbierają kamienie do wiaderka, szykują pochodnie. Chłopcy z blokowiska w znoszonych przez wiosnę i lato adidasach, z przetłuszczonymi rękami i nogami. Ci szczupli i niscy wyglądają jak nietoperze z poobrywanymi skrzydłami. Ci grubsi niczym kury nieloty. Stado miejskich stworzeń, cierpiących na  chroniczny niedosyt i niedobór.

 Muzycy zgrabnie, z niewymuszonymi gestami bawili się swoją sztuką, wciągając łatwo do zabawy. Wszystko się działo jakby od niechcenia. Studiowanie dźwięków było profanacją i obelgą dla twarzy wyrażającej uśmiech czy bioder, które pomagały umysłowi odnaleźć jedność.

Krzątanina w cygańskim domu od wczesnego ranka. Kobiety ze skupieniem wykonują powtarzalne  czynności. Jedna z nich, ta która będzie próbowała oddzielić męża od napastników narażając się na dotkliwe pobicie, nieświadoma przyszłości. słodzi herbatę, uśmiecha się do cytryny.

Miło było patrzeć ze sceny jak obcy sobie ludzie, zmęczeni tygodniem pracy, odnajdywali się we wspólnej zabawie. Ludzie z innego kontynentu, kraju, języka reagowali na witalność i łagodność. Pozytywne kierowanie tłumem białych ciał w jesiennych swetrach, bluzkach, żakietach.

Bieda nie widzi w pełni swojej biedy. Bieda nie widzi bałaganu, sprzętów, które są śmieciami. Bieda nie czuje, że zapach jest nieświeży. Ale z biedy można uklecić dom, w którym kobiety i mężczyzna schronią się przed zimnem i wilgocią.

Nie była to polityczna manipulacja, która dzieli wykorzystując słowa, emocje, uczucia, wyrwane z kontekstu historyczne wydarzenia razem to miksując w coctail z napisem " Polska", "Świat".  Patrząc na zespół Richarda Bona i zgromadzenie pod sceną trudno uwierzyć w siłę frustracji. Przecież dobro przychodzi tak łatwo, jest tak niewymuszone.

Młode umysły pragną odnowy, zmian. Zaczynają od siebie. Zrobią więc kilkanaście pompek. Koledzy zademonstrują kopniaki na klatkę piersiową w miejsce, gdzie ludzie mają serce. Niewygimnastykowane ciała wzmacniają mięśnie wiaderkiem obciążonym kamieniami. Potem trzeba zrobić coś dla Polski, miasta. Sterroryzować biedę pochodniami w sobotni wieczór tak żeby bała się pisnąć. Wystraszyć Cyganów tak żeby nie potrafili się kochać. Miłość nie jest przeznaczona dla łódzkiego blokowiska ani cygańskiej biedy. Tu się hartują  chore na świerzb koty i kulawe psy.
 
Na koncert Richarda Bona prawie wszyscy przyjechali samochodami. Kobiety i mężczyźni aspirujący do władzy, pieniędzy albo po prostu spokojnego życia. Richard Bona się do nich wszystkich uśmiecha. Tu jest Łódź, która uczy się dobrze zjeść i smakować wina. Tutaj krytykuje się "Kaczora", gani Tuska, zagaduje o Palikota. Tu nie ma "mordowni" jak w młodzieżowych klubach muzycznych. Richard Bona pod choinkę. Richard Bona podczas jazdy samochodem. Doceniamy Richarda Bona i siebie na koncercie Richarda Bona. Ile luzu i zgrabności mają w sobie ci muzycy. Łódzka klasa średnia ma tu swój mały Londyn, też pragnie się tak zgrabnie poruszać, oj jak pragnie.

Zapłonęły pochodnie, łódzkie kobiety i dzieci struchlały...

PS. Omawiany koncert należał do jednych z najlepszych, na których byłem. Fajnie jak na Misty in Roots  w 1983 r. w Teatrze Muzycznym w Łodzi. Zagrali wtedy z Izraelem (Issiael). Przed rokiem "głęboko" było na Janie Garbarku (Katedra) wcześniej na Pendereckim (Mateusz). A wszyscy razem równie genialni jak punkowe MYCIA (Bordeaux) i The Civet (Kalifornia).






sobota, 5 października 2013

Punkowe opowieści

Inspiracja: koncerty zespołów Karcer, Speed Joker (punk), Closterkeller (gothic metal). Kluby Stereo Krogs i Luka w Łodzi.





1
W drzwiach stanął Go. Chudy w skórzanej kurtce. Z ciemności wyłoniły się zapadnięte w kościstej twarzy ogromne ciemne oczy. Oczy, które mówiły więcej niż niesprawny język, bo do wyrażenia bólu potrzeba odpowiednio sprawnego języka. Głodne ciało i chora dusza błąkająca się po nocnym mieście w poszukiwaniu odrobiny ciepła i zaufania. Jakaż to karma zanurzyła Go w takiej samotności. Niezdolne do płaczu oczy Go ukazują jak smutne może być miasto u progu jesieni. Go potrzebuje Bożej Pomocy. Bóg działa poprzez ludzi, a ludzi nie ma. Gdy nie ma ludzi Go przyzywa duchy, zaczyna do nich mówić nieskładną mową wariata. Tonąc w spojrzeniu Go z ledwością utrzymujemy się na powierzchni konwenansu i rutyny. Wobec realnego cierpienia jesteśmy bezbronnymi głupcami. Go jest odwiecznym mieszkańcem Łodzi.

2.
Są fajni, młodzi. Trzy dziewczyny dopieszczające swoją obecnością jednego szczęśliwca. Jest fajnie, jest impreza. Zupełnie nieistotny charakter i temat rozmów. Bawią się, cieszą młodością przy rytualnym hałasie dobiegającym ze sceny. Jego długie włosy bożka pod wpływem alkoholu zamienią się w przetłuszczone włosy pijaka. Młode kobiety porzucają zamroczonego młodzieńca, którego potężniejące czoło pochyla się nad zatrutą studnią.

3.
Go nikomu nie ufa. Wszystko go przerasta i zaskakuje. Nie rozumie co do niego mówią z telewizji więc telewizora nie włącza o książkach i gazetach zaledwie wie, że istnieją. Kiedy przesłuchiwała go policja był zaskoczony, że aż tyle o nim wiedzą. Tyle szczegółów. Przesłuchania i pobyt w celi nauczyły go czujności, wyprostowały sylwetkę, ale też niemiłosiernie naprężyły. Przecież oni mnie obserwują, a jak oni do mnie mówią, to jakimś niezrozumiałym, tajemniczym polskim. Chodzi po ulicy Zgierskiej z dobytkiem w reklamówce. Boi się wrócić do domu bo przecież dom ma oczy, uszy i czyjeś złodziejskie ręce stale plądrują mu mieszkanie.

4.
- nie jestem suką, ani dziwką - mówi dziecko - nie jest tak jak myślisz. My tylko tak do siebie mówimy gdy trochę za dużo wypijemy. Na prawdę jestem wesoła, inteligentna i wrażliwa i chciałabym, żebyś mnie taką zapamiętał. Te kupy, wymioty i podpaski to nie moje. Nie wiem skąd się tu to wszystko bierze. Nie patrz tak na mnie jakbym była kobietą. Nie traktuj mnie jak dziecko. Jestem kręconymi farbowanymi blond włosami.

5.
Od kilku dni Go towarzyszy grupa bezdomnych. Bezbłędnie odczytują język jego ciała. Oni nie muszą słuchać by zrozumieć. Z niezdrową fascynacją towarzyszą mu w tych chwilach ludzkiej apokalipsy. Upadek Go jest wspomnieniem ich upadków. Oni są już po drugiej stronie, Go jest jeszcze na granicy, kiwa się nad przepaścią. Poznali się nie przypadkiem, po zapachu.