niedziela, 10 maja 2015

Wunder Wave 80 & Zapolska & Rębacz & Miszczuk/Siekierzyńska & Boznańska & Miesiąc Maryjny



Inspiracja: Poison Idea, Inkwizycja, 666 Aniołów, Mister X, Robert Lasek (wystawa fotografii), Art. Inkubator w Łodzi. Koncert w ramach cyklu Wunder Wave 80.

Poison Idea (1980, Portland/USA)  ma grubego wokalistę, który lubi wódkę. Kiedyś grali podobnie jak  Dezerter, co mnie zdziwiło, bo polski punk nie ewoluował w hard core. Dobry hard core tak atakuje bodźcami dźwiękowymi, że z wielkim trudem ciało pozostaje w bezruchu. Jedni pogują inni potrafią wokół swojej osi wyczyniać genialnie poukładane w taniec szaleńcze wygibasy. Poison Idea wręcz rozrywa człowieka. Inkwizycja wprowadza słuchacza w rytmiczny trans czego w ogóle nie odbieramy podczas odsłuchiwania z you tube. Poison Idea i Inkwizycja pozwalają totalnie się wyłączyć. O tym, że 666 Aniołów jest zespołem horror punk dowiedziałem się później. Horror punk uwielbia show, maskaradę tak, że kapele tego nurtu najlepiej się czują chyba w swoim gronie. Horror punk podobnie jak psychobilly w Polsce się  nie przyjął. Naród nie zrozumiałby ostrej muzyki potraktowanej teatralnie, na serio wygłupiających się dorosłych panów. Przesłanie horror punk brzmi: bawmy się i kochajmy w obliczu śmierci. Polacy mają w sobie za dużo nerwowości i melancholii. "Dziady" Mickiewicza czy "Wesele" Wyspiańskiego nie tętniły kolorami jak zespoły nurtu horror punk.  Białoruski Mister X zabrzmiał swojsko i poprawnie, ale płasko. Zabrakło pulsu i transu Inkwizycji czy szybkości i brutalności kapeli z Portland. Mister X i 666 Aniołów płynęły zbyt linearnie zabrakło tumultu bębnów i basów oraz ostrych gitarowych cięć i zwrotów akcji. Bagatela, Poison Idea gra od 35 lat, zaś Inkwizycja od 16.

Dobry hard core jest wtedy gdy wypijesz dwa piwa i nie pamiętasz kiedy sikałeś. Kiedy Twoja ukochana odsuwa się na bok żeby nie stracić oka. Gdy rozpierająca cię radość z koncertu każe ci się upić tak, że nie wpuści cię na koncert ochrona. W tramwaju podepczesz dziecko z psem, wystawiając się pod pręgierz nienawistnych spojrzeń gapiów. Gdy przegadasz na podwórku z koleżanką cały koncert, a chłopaki pół imprezy spędzą w długiej kolejce do nalewaka. Płyty i koszulki nie kupisz bo i tak nie przewidziałeś na ten cel funduszy w budżecie. Wszystko co się da sfilmujesz i sfotografujesz i będą to zdjęcia dnia. W drodze do domu zjesz ostrego kebaba, sobotnie dopełnienie muzyki i piwa.

POISON IDEA

MISTER X

INKWIZYCJA

666 ANIOŁÓW





Inspiracja: Marek Rębacz, Diabli mnie biorą, Teatr Nowy w Łodzi.


Raz w życiu zrezygnowałem z dalszego oglądania spektaklu w teatrze. Był to „Shitz” Hanocha Levina w Teatrze Nowym. Była to nudna sztuka, o zwykłych ludziach zagrana byle jak. Potem przeczytałem, że może warto było obejrzeć do końca bo to satyra na Żydów z Europy Wschodniej, którzy wyemigrowali do Izraela i są tam postrzegani jako jednostki obciachowe. Czyli pozbawiłem się możliwości dogłębnych studiów nad obciachem. Honor teatru uratował dobry spektakl Marka Pasiecznego „Mój boski rozwód” Geraldin Aaron. Zresztą Marek Pasieczny zrobił też ów problematyczny „Shitz”. „Mój boski rozwód” w sposób nie gwałtowny wnikał w psychikę kobiety w średnim wieku dotkniętej przypadkiem nieudanego związku z drugim człowiekiem. Ile to rozmów przeprowadziłem biadoląc, co u licha dzieje się z Teatrem Nowym, który jeszcze w latach 80tych wystawiał dobre i intelektualnie porywające spektakle. Czy to wina dyrekcji, władz, złego doboru materiału literackiego, a może wina budynku, który po remoncie nie okazał się dobrym domem dla sztuki. Każde nowe przedstawienie w Teatrze Nowym jest testem, a testy te trwają już od wielu lat. Zanim zachwyciłem się, wzruszyłem „Kobro” o artystycznej rodzinie Strzemińskich trafiła się komedia z udziałem Olafa Lubaszenki i Krzysztofa Kiersznowskiego, którego można obejrzeć w dwóch ostatnich filmach Wojciecha Smarzewskiego. Dobrze zagrana, pijacka komedia. Olaf Lubaszenko radzi sobie z otyłością nie gorzej niż front meni amerykańskich zespołów hard core punk. Porusza się zgrabnie, skupia na sobie uwagę widza, podnosząc wartość przedstawienia. Chciałbym, zobaczyć Lubaszenkę w poważnym repertuarze bo to znakomity aktor. Jeśli 2-3 tygodnie po spektaklu potrafię go sobie odtworzyć w głowie, znaczy, że było warto. No, ale co z tym Teatrem Nowym, w czym tkwi problem. Wydaje mi się, że w doborze repertuaru. Aktorzy zagrają, reżyser wyreżyseruje, ale trzeba mieć co. „Mój boski rozwód” i „Kobro” są właściwą drogą. „Diabli mnie biorą” to tylko ciekawostka. Trzeba wybrać linię repertuarową i ją szlifować, doskonalić przez kilka sezonów. I lepiej nie silić się na oryginalność. Ludzie są dzisiaj konkretni i chcą teatru realistycznego.




Inspiracja: Gabriela Zapolska, Ich czworo, Małgorzata Bogajewska, Teatr Jaracza w Łodzi.

Scenografia musi przykuwać uwagę, zaskakiwać drobnymi rozwiązaniami, a jednocześnie jako całość powinna charakteryzować się prostotą. Niby wszystko takie normalne, a jednak  jest jakoś dziwnie. Scena to rzeczywistość umowna nie dosłowna. Aktorzy powinni być potraktowani jak figury w dziele plastyka, żywe rzeźby czy postacie wychodzące z ram obrazu. W inscenizacji Bogajewskiej mamy bohaterów przerysowanych jak w świecie komiksu. Jest żywo i kolorowo. Wszyscy aktorzy grają wprost genialnie. Mamy histeryczno - piskliwy styl Kasi Cynke; Maja Pankiewicz znakomicie oddaje postępującą w dziecku chorobę psychiczną; Iza Noszczyk jest najbardziej plastycznie odegraną grubaską jaką widziałem; Gabriela Muskała potrafi z równą pasją odegrać miłość, co głupotę; Michał Staszczak ukazuje sobą mężczyznę tak rozsądnego, mądrego, że aż bezbronnego wobec swojego zagubienia i głupoty innych ludzi; wreszcie Sambor Czarnota w roli Fedyckiego, który odtańczył balet aktów seksualnych, bo serca kobiece otwiera się penisem. Aktorzy odgrywają  przed nami idee swoich postaci, które niczym karty w talii są zręcznie tasowane, rzucane widzom, zbierane, znów tasowane i to tempo wymienności gestów, wypowiadanych tekstów mają nas, widzów omamić jakbyśmy byli dziećmi na placu zabaw, na karuzeli w lunaparku. Ma być wesoło aż do zagubienia siebie w tym wesołym rozgardiaszu. 


 
Inspiracja: Małgorzata Sikorska - Miszczuk, Kobro, Iwona Siekierzyńska, Teatr Nowy w Łodzi.

Władysław Strzemiński ma kompleks męskości dopiero gdy jako osoba bez oka, ręki, nogi, odstawiona od pracy artystycznej przez losy wojny, jest zdana na kobietę Katarzynę Kobro Strzemińską. Czyli problem z męskością u wybitnego twórcy uwydatnia się dopiero przy takich ekstremach jak wojna i kalectwo. Dzisiejszy mężczyzna nabywa kompleksu w momencie dorastania jako cechę cywilizacyjną. W Polsce modelowy jest tu przypadek Janusza Korwina Mikke, którego przekaz ideowy bazuje na tychże kompleksach i do najbardziej zakompleksiałych jest adresowany. Wygląda to tak: dawniej mężczyzna wiedział jakie są jego role społeczne. Mógł im nie sprostać, ale każdy uczeń, urzędnik, żołnierz, robotnik, fabrykant, mąż i ojciec wiedział czego system od niego oczekuje. Dzisiaj system mówi: jesteś zbyteczny, gospodarka ciebie nie potrzebuje, kobieta może świetnie poradzić sobie bez ciebie, dla rodziny często jesteś balastem bo nie pracujesz, za mało zarabiasz. Dawny patriarchalny świat oparty na systemie monarchistycznym i burżuazyjnym w sensie psychicznym był jedynie trudny dla homoseksualisty. Korwin więc eksponuje sobą seksualność i przywiązanie do konserwatywnej przeszłości. Im osoba jest seksualnie bardziej pobudzona tym kompleksy męskich ról silniejsze. Gdy Korwin sięga po rekwizyty historyczne: muszka, miecz, bródka, pistolet, Bracia Figo Fagot po dres, wódkę, wąsy. Strzemiński mimo kalectwa bił swoją żonę Kobro kulami. Kiedy na oczach męża Kobro w piecu paliła swoje genialne rzeźby, które uczyły nas jak na nowo mamy zagospodarowywać przestrzeń, byśmy oderwali się od ograniczeń indywidualizmu w kierunku wolności zaklętej w abstrakcyjnej doskonałości, paliła je w piecu żeby kalekiemu mężowi ugotować zupę, Władysław ją znienawidził. Wyznacznikiem męskości u Strzemińskiego była nieskalana idea sztuki, stojąca ponad wojną i kalectwem. Kobro tą przeklętą zupę sacrum sprowadziła do profanum, nakarmiła męża daniem z jego własnej męskości.

Klasyczny model zakłócenia  męskich ról: nie wiem co mam robić żeby sprostać wymaganiom system - kobieta więc staram się służyć, pomagać, opiekować się. Kobieta jest ciągle niezadowolona gdyż widzi, że cierpię z  powodu niespełnienia i braku samorealizacji. Mimo moich starań nasz związek jest nieszczęśliwy. Według badań tak zachowuje się większość mężczyzn. Stąd u Panów fascynacja neoimperializmem Rosji, kieszonkowym imperium u Węgrów, poglądami partii skrajnych, rekwizytem militarnym, a najbardziej spektakularnym wyrażeniem męskich kompleksów jest fala mordu i wojennej eskalacji w Państwie Islamskim w Syrii, Iraku i Libii. Chciało by się rzec: mężczyzna wychowany jest do wojny i potrzebuje wojny by pewnie się poczuć przy kobiecie. Czy nie żałosne ?

Sztuka, progresywne życie duchowe pozwala męską potrzebę bycia wojownikiem przenieść na inny, wyższy poziom. Tak było u Strzemińskiego, takie akcenty pojawiły się w kontrkulturze lat 80tych w Polsce - piosenki m.in Armii, Izraela z wątkiem uduchowionego wojownika.

Nika Strzemińska, córka Kobro i Władysława, padła ofiarą konfliktu rodziców. Rozwodząc się podeptali jej uczucia. Oni w stosunku do niej nie okazali wierności jaką ona zachowała w stosunku do nich, kochając i propagując ich dzieło. Gdy postanowiła żyć życiem swoim nie rodziców, okazało się, że już jest za późno, że trzeba umierać.  Władysław, Kobro i Nika zostali pochowani w Łodzi. daty śmierci: Kobro - 1951, Władysław - 1952 (z głodu), Nika - 2001 r.

Wreszcie bardzo dobry spektakl w Teatrze Nowym. Udany ponieważ twórcy zajmowali się nie głupotami, ale sprawami poważnymi i pracowali ze skupieniem i oddaniem.



Inspiracja: Olga Boznańska, Muzeum Narodowe w Warszawie

Dusza istnieje. Malarka maluje duszę w ludzkim ciele. Wyrażają to oczy. Dzięki oczom postacie opuszczają obrazy i mieszają się z tłumem zwiedzających. Nasze oczy spotykają się z oczami ludzi, których malarka uwieczniła pod koniec XIX wieku. Dziewiętnastowieczni Polacy, których słyszymy i czujemy ich obecność. Przechodzę od jednych oczu do drugich. To malarstwo jest piękne poprzez urodę młodości, oczy ukazane nam przez Boznańską żywo przypominają oczy dziewczynek przyjmujących pozy między dwoma wiszącymi portretami. Skupione nieco nerwowe spojrzenia mężczyzn. Wierne i spolegliwe oczy kobiet. Płynę z jednej sali do drugiej, tracąc kontakt z ludźmi wokół siebie. Młodość składa z siebie ofiarę. Po wyjściu z tego transu nie powinienem już niczego konkretnego robić. Dzięki aparatowi cyfrowemu też jesteśmy portrecistami, ale aparat nie jest w stanie tak podkreślić wyrazu oczu. To dzięki nim Boznańska przyciąga uwagę. Współcześni zauważają różnicę między ostrością barw fotografii cyfrowej, a zamglonymi obrazami malarki. A mimo to z zaciekawieniem towarzyszą "Śpiącemu psu", "Zakonnicy" (Wielki Piątek), "Piastunce".

Gdy kontemplujemy "Zakonnicę" modlącą się przy zapalonych lampkach, do głowy nam nie przychodzi by kwestionować wiarę w Boga. Matka Boska istnieje bo się  przyśniła. Matka Boska istnieje bo mam z nią intymny kontakt. Matka Boska nie może nie istnieć z powodu wiedzy czy poziomu wiary. Matka Boska się przyśniła i odtąd ją bardzo kocham. Wiara i wiedzą są głupie.



Miesiąc Maryjny:

13 maja 1917 r. - początek objawień fatimskich
13 maja 1981 - zamach na Papieża
28 maja 1981 - śmierć kardynała Stefana Wyszyńskiego
Maj - miesiącem urodzin Buddy

Znaki, świadectwa, objawienia dotyczące zagłady:

św. Hildegarda z Bingen (+1179)
Marie Martel (+1673)
Charles Auguste Nectou (+1777)
Elizabeth Canorie-Mora (+1825)
Marie Taigi - 1837 r.
Sekret z La Salette - 1846 r.
Theresa Steindel z Kirchdorf - 1860 r.
Palma d'Oria (+1863)
Dzieci z Medelshiem  - 1873 r.
Proroctwa z La Fraudais Marie-Julie Jahenny - 1878 r.
Marie Baourdi (+1878)
Marta Robin z Chateauneuf-de-Galaure - 1881 r.
Fatima - 1917 r.
Pere Lamy (+1931)
św. Faustyna Kowalska (+1938)
Bertha Petit z Brukseli - 1943 r.
św. Ojciec Pio - 1950 r.
Hanna Kuźmińska z Seredne (Ukraina) - 1955 r.
Patricia Talbot z Cuencha - 1961 r.
Elena Aiello - 1961 r.
Proroctwo z Akity - 1973 r.
Elena Leonardi - koniec lat 70tych
Amparo Luz Cuevas z El Escorial - luty 1980 r.
Barnardo Martinez z Cuopa w Nikaragui - 1980 r.
ks. Czesław Klimuszko (+1980)
Mejugorie - czerwiec 1981 r.
Jan Paweł II ("wiedza Nieba") - 1982 r.
Joseph Terelya - 1985 r.
ks. Stefan Gobbi - 1987 r.
Patricia Talbot - 1988 r.
Christina Gallagher z Calladashan - 1991, 1992 r.
Ivetka Korcakowa z Litmanowej - 1993 r.
ks, Sefan Gobbi - 1994 r.
brak adresata - 26 grudnia 1994 r. Paratico we Włoszech
John Larry z przedmieść Rochester - 1996 r.
Barbara Rose Centilli - 1998 r.
Pedro Regis - 2005, 2007,

CRYSTAL CASTLES 2015 !