piątek, 31 maja 2013

Jajo węża


Inspiracja: Ingmar Bergman, „Jajo węża”, Małgorzata Bogajewska, Teatr Jaracza w Łodzi.



W twórczości Bergmana można znaleźć podobieństwo do Szymborskiej czy Mrożka. Mamy do czynienia z wielkim dziełem, ale jakoś to dzieło nie rzuca wyzwania światu. Stawia na widza kameralnego nie rewolucjonistę. Kluczem do jego zrozumienia jest studiowanie uczuć i wrażliwości jednostki. Odbiorca Bergmana powinien cierpliwie dać się poprowadzić przez ten świat. Zło ma się wykluć z jaja węża. Wszyscy już to wiemy tylko zostaje nam uważne przyglądaniu się jaju. Węża nie da się pokochać i otoczyć opieką nawet gdy jest wężowym dzieciątkiem. Nie ma futerka, żywo nie podskakuje. Ludzie w jego obecności dekomponują swoją świadomość w kierunku odczłowieczania się. Oddają się machinalnym działaniom, procedurą, konwencji, biurokracji. Środowisko jaja węża jest dekadenckie. Wszystko co ma się oprzeć na uczuciach kończy się niepowodzeniem. Niestałość ludzkich zachowań, ogłupiająca biurokracja i eksperymenty medyczne na ludziach kształtują społeczeństwo. Ludzie godzą się na to z powszechnej biedy, która nakazuje im uległość i wzmacnia w poczuciu bezsilności. Ani Manuela (Katarzyna Cynka), ani Abel (Michał Staszczak) nie będą potrafili zbudować wspólnie domu, założyć rodziny. Neurotyczność zabije miłość, a dom okaże się łóżkiem w absurdalnym obozie zagłady. Piękna historia. Proponuje czule objąć ukochaną i zabrać w słoneczny dzień na tę znakomitą i trudną sztukę. Ciekawy jest w tej sztuce klimat rozpadu i zagrożenia. Dla kogoś, kto docenia noise, dark, cold wave albo komu podobał się „Kabaret” Boba Fossa i „ Mefisto” Istvana Szabo. Smacznego jaja.

Aktorzy:

Michał Staszczak, którego zapamiętałem m.in. z „Otella – wariacje na temat” A. Dudy Gracz czy „Rutheford i syn” G. Sowerby/M. Grzegorzek.

Aktorstwo Katarzyny Cynki świeżo przyswojone w „Pamięci wody” S. Stephenson/B. Tosza i zapamiętane ze „Słowa” K. Munk/M. Grzegorzek.

wtorek, 21 maja 2013

Rowerzyści


Inspiracja: Volker Schmidt, Rowerzyści, Anna Augustynowicz, Teatr Jaracza w Łodzi





Lekkość formy jaką daje rower z jego akcesoriami nie zastąpi gruntownej pracy nad sobą. Wsiadając na rower, nakładając na siebie gadżety przechodzimy swoisty kurs psychoterapii, jadąc próbujemy gdzieś dojechać zatem pojawia się filozofia, gdy udaje nam się nie zderzyć z rozpędzonym samochodem mamy wówczas religię.

W chwili jesteśmy jak dzieci z rozrzuconymi zabawkami. Na tym poziomie „nie wiemy”, „nie rozumiemy”, „nie pamiętamy”, „nie pouczamy”, „nie oceniamy”. Uśmiech z głębi serca i wszystko wydaje się proste: wreszcie udało się zostać głupkiem mimo starań różnych autorytetów i przewodników. I Bogu dzięki !

Na sytuację składają się chwile. W sytuacjach musimy się orientować. Wówczas wiemy, rozumiemy, pouczamy, wyprowadzamy swoje racje niczym bokserskie ciosy. I zbudujemy most, komputer, lekarstwo itp. „Wiem” skłoni nas do zadania bliźniemu rany, „wiem” pozwoli opatrzyć mu ranę opatrunkiem, który będziemy potrafili wyprodukować i nim się posłużyć.

Posługiwanie się rowerem wymaga wiedzy i jadąc na nim czujemy się szczęśliwi jak dzieci. „Wiem” idealnie współpracuje z „nie wiem”. Działamy, ale chęć osiągnięcia celu nas nie obciąża. Tu i teraz wszystko co nas spotyka to rozrzucone zabawki, które wystarczy nam tylko sensownie poukładać. Nauczyć się żyć chwilą i być w sytuacji.

  1. Kupiłeś kiedyś rower. Czy był sprawny, czy wywracałeś się na nim, czy byłeś szczęśliwy poruszając się nim ?
  2. Co się dzieje teraz z twoim rowerem ? Jak dawno nim jeździłeś ? Ile razy nim jeździłeś od momentu jego kupna ?
  3. Czy jeździsz sam czy z kimś ? A jak tak to z kim ?
  4. Czy Twój rower jest teraz brudny czy czysty ?
  5. Dlaczego nie kupiłeś roweru mimo że tego chciałeś ?
Aktorzy:

Agnieszka Więdłocha, którą można podziwiać w „Dybuku” An-skiego czy „Barbelo, o psach i dzieciach” Srblijanovicia;

Przemysław Kozłowski znakomity w „Karamazowie”, w roli byłego terrorysty w „Polaroidach”, w „Słowie” Munka, czy w „Rewizorze” Gogola.

Oboje znani z ról filmowych.


Hlaskover


Inspiracja: „Piękni dwudziestoletni” Marek Hłasko



Marek Hłasko leży na łóżku i układa w głowie różne historie. Dialogi rozpisuje w myślach niczym szachista. Wielokrotnie odtwarza w wyobraźni te same sytuacje, studiuje gest, barwę głosu, mimikę twarzy. Nie pociągają go przyroda, zwierzęta. Nie jest intelektualistą dlatego rzeczywistość odbiera wprost, bezpośrednio. Dlatego „nie rozwadnia” kwestii moralnych i będzie go bolał brak sprawiedliwości. Pozostanie intelektualnie naiwny. Jako silna osobowość będzie ciągle w grze egoizmów z innymi wyrazistymi ludźmi. Życie niemal na ulicy, w codziennym zwarciu z ludźmi, ich myślami, słowami, doświadczeniami ukształtował w nim styl lirycznego pesymisty. Twarz ogorzała miejskim klimatem. Lubił ludzi, a może fakt, że podjął pracę zarobkową w wieku 16 lat trwale uzależnił go od ludzkiego towarzystwa. Jego cierpienie brało się z braku równowagi między realizmem, a abstrakcją. Nie poruszały go groteska i awangarda. Bardzo cenił Miłosza może dlatego, że ten miał to czego tak Hłasce brakowało: dystansu i kontemplacji. Hłasko musiał widzieć, musiał słuchać, musiał mówić. Kontakt z ludźmi pozwalał mu uczestniczyć w wartkim strumieniu zdarzeń, dając możliwości, ale i narażając na niebezpieczeństwa.

Autor „Pięknych dwudziestoletnich” dorastał zaraz po wojnie. Jako 16 letni robotnik idealnie pasował do Związku Młodzież Polskiej i kariery w komunistycznym aparacie. Wychowanie bez ojca i wojenne dzieciństwo nie czyniły go plastycznym w rękach pedagogów. Poczucie tymczasowości nie zachęcało do zawierania kompromisów w relacjach z rówieśnikami. Wolał być więc bardziej agresywnym niż miłym. Mimo to, Hłasko byłby dobrym materiałem na młodego komunistę, ale system odrzucił go właśnie na poziomie szkoły. Zaakceptowała go natomiast ulica. Z nią Hłasko poszedł na kompromisy. Edukację zastąpiły mu książki i filmy. Stąd wzięła się filmowa wyobraźnia pisarza.

A gdzie jest ten Hłasko, który wpędza siebie i innych w kłopoty ? Gdy mylnie ocenia swoją orientację w rzeczywistości, gdy porusza się brawurowo po nieznanym terenie. Markowi Hłasce dane było tułać się po świecie i doświadczyć przygód, ale wolałby uporządkowaną karierę w Polsce. Szkoda, że nie wykorzystał swojej szansy w USA bo lubił ten kraj.

Cytat „the fucking snake” pochodzi nie z „Palcie ryż każdego dnia”, ale z „Pięknych dwudziestoletnich” i opowiada o pracy pisarza jako mierniczego na izraelskiej pustyni. Nie Bogdan Czeszko, ale Igor Neverly uczył, że pisarz musi ciągle opowiadać swoją historię. Prawdopodobnie nie było lekarki, która uzależniła wieś od narkotyków.   




piątek, 10 maja 2013

Instynkt gry


Inspiracja: Juli Zeh, Instynkt gry, Waldemar Zawodziński, Teatr Jaracza w Łodzi







Rok 1987. Waldemar Zawodziński debiutuje w Jaraczu sztuką na podstawie Jerzego Andrzejewskiego „Bramy raju”. Siedząc na widowni doświadczam psychicznych oblucji. Znoszone ubranie na sobie, wygnieciona książka w miękkiej okładce. Na swój sposób jestem szczęśliwy. Ludzie tacy jak Pan Waldemar dokładają mi tej słodyczy. Dzięki teatrowi życie staje się ważne. Łódź nie taka brzydka. Jestem nastolatkiem. Rozmawia się ze mną na poziomie o sprawach istotnych. Czuje się jak w wykrochmalonej pościeli. Dzięki teatrowi, literaturze oszczędzone zostaje mi wiele brudu.

Rok 1999. Waldemar Zawodziński wystawia „Zdziczenie obyczajów pośmiertnych”Bolesława Leśmiana. Doświadczam granicy w pokazywaniu śmierci na scenie. Z trumien ustawionych w pionie wysypuje się ziemia. W trumnach ludzkie ciała. Reżyser odtworzył na scenie cmentarz.

Rok 2013. Młoda aktorka pokazuje piersi, odgrywa sceny erotyczne, robi to wrażenie dostaje nagrody, siedzę sobie w drugim rzędzie i obserwuję ciało z jego konturami. Kocham teatr. Pan Smutny warunkuje się na seks w piątek koło godziny 17.00. Gdy pewnego dnia tego nie dostaje w miejscu cudzołożenia sięga ręką do spodni. Młoda kobieta uczy się, że mężczyzna jest w miłości wulgarny.

Sztuka Zeh jest o zakłamaniu. Rodzice naszych bohaterów to ludzie słabi. Ich dzieci dziedziczą tę słabość. Kiedy człowiek staje się zakłamany ? Kiedy sam przed sobą ukrywa swoje słabości. W ten sposób hoduje kompleksy, a kompleksy to już choroba duszy. Jakie na to lekarstwo ? Oto one:

wdech: jestem...
wydech: ...tylko tym

Wielokrotne i cierpliwe powtarzanie tego ćwiczenia wyjaśnia wiele.

Teatr jest miejscem, w którym spotykają się ludzie żeby siebie podejrzeć. Kino oferuje więcej efektów specjalnych, ale w teatrze są żywi ludzie. Dzielą pomieszczenie na scenę i widownię. W przypadku „Instynktu gry” ta przestrzeń jest gęsto zaludniona. Czas i przestrzeń są umowne. Aktorzy grają rolę, widzowie w oczekiwaniu na zaskoczenie aklimatyzują się do sytuacji dużo wolniej. Widz jest bardziej więźniem myślenia, że przyszedł do świątyni sztuki. Granica między realnością, umownością i grą są płynne. Dlatego wszystko co się dzieje w związku z „ideą teatru” od myślenia poprzez wyjście z domu, po kupno biletu itd. ma ciekawy, podskórny rytm. Trudno to uchwycić więc ta rozrywka się nie nudzi. Zdecydowanie bardziej słyszy się rytm niż melodię.