Inspiracja: Ingmar Bergman, „Jajo
węża”, Małgorzata Bogajewska, Teatr Jaracza w Łodzi.
W twórczości Bergmana można znaleźć
podobieństwo do Szymborskiej czy Mrożka. Mamy do czynienia z
wielkim dziełem, ale jakoś to dzieło nie rzuca wyzwania światu.
Stawia na widza kameralnego nie rewolucjonistę. Kluczem do jego
zrozumienia jest studiowanie uczuć i wrażliwości jednostki.
Odbiorca Bergmana powinien cierpliwie dać się poprowadzić przez
ten świat. Zło ma się wykluć z jaja węża. Wszyscy już to wiemy
tylko zostaje nam uważne przyglądaniu się jaju. Węża nie da się
pokochać i otoczyć opieką nawet gdy jest wężowym dzieciątkiem.
Nie ma futerka, żywo nie podskakuje. Ludzie w jego obecności
dekomponują swoją świadomość w kierunku odczłowieczania się.
Oddają się machinalnym działaniom, procedurą, konwencji,
biurokracji. Środowisko jaja węża jest dekadenckie. Wszystko co ma
się oprzeć na uczuciach kończy się niepowodzeniem. Niestałość
ludzkich zachowań, ogłupiająca biurokracja i eksperymenty
medyczne na ludziach kształtują społeczeństwo. Ludzie godzą się
na to z powszechnej biedy, która nakazuje im uległość i wzmacnia
w poczuciu bezsilności. Ani Manuela (Katarzyna Cynka), ani Abel
(Michał Staszczak) nie będą potrafili zbudować wspólnie domu,
założyć rodziny. Neurotyczność zabije miłość, a dom okaże
się łóżkiem w absurdalnym obozie zagłady. Piękna historia.
Proponuje czule objąć ukochaną i zabrać w słoneczny dzień na tę
znakomitą i trudną sztukę. Ciekawy jest w tej sztuce klimat
rozpadu i zagrożenia. Dla kogoś, kto docenia noise, dark, cold wave
albo komu podobał się „Kabaret” Boba Fossa i „ Mefisto”
Istvana Szabo. Smacznego jaja.
Aktorzy:
Michał Staszczak, którego zapamiętałem m.in. z „Otella – wariacje na temat” A. Dudy Gracz czy „Rutheford i syn” G. Sowerby/M. Grzegorzek.
Aktorstwo Katarzyny Cynki świeżo przyswojone w „Pamięci wody” S. Stephenson/B. Tosza i zapamiętane ze „Słowa” K. Munk/M. Grzegorzek.