środa, 24 lipca 2013

Depeche Mode

Inspiracja: koncert Depeche Mode z dnia 25 lipca 2013 r. na Stadionie Narodowym

 

Czwartkowy poranek. On, mimo wolnego dnia wstał wcześniej żeby jak najlepiej się przygotować do dzisiejszego koncertu, który niestety odbywa się w sąsiednim mieście. Ona miała pierwotnie z nim jechać potem się rozmyśliła w końcu w ostatniej chwili też wzięła urlop, ale nie zamierza się z Nim nigdzie wybierać.

Ona: a...ty masz dzisiaj ten koncert, o której?
On: o 19.00, a co zamierzasz pojechać ?
Ona nie odpowiedziała. Powoli, sennie porusza się po mieszkaniu.
On: zjem coś potem przygotuję samochód
Ona: będę potrzebowała autko, ale na krótko
On: zawiozę cię po drodze, gdzie chcesz ?
Ona: do sklepu, muszę coś dzisiaj sprawdzić jutro będę zajęta, ale jak ci to przeszkadza....
On: nie, nie, chętnie cię zawiozę.
Ona: gardło mnie boli od tych upałów, bułki nie przełknę
On: a może byś pojechała ze mną, bilety kupiłem
Po drugiej strony znowu brak reakcji. Załamując ręce spogląda raz na kubek z kawą raz na komórkę.
On pobudzony stara się wszystko zrobić szybko i dokładnie, ale Jej gnuśny spokój wybija go stale z rytmu.
Lekko ściągnięte brwi zdradzają na Jej twarzy pewne zmęczenie i zakłopotanie całą sytuacją.
Ona: samochód brudny, trzeba będzie go umyć, w kuchni też się już zdążyło nabrudzić.
On: nie przejmuj się posprzątam, zdążę nawet odkurzyć, ze wszystkim zdążę
Ona: lepiej już jedź bo się spóźnisz tylko do tego sklepu mnie podrzucisz.
Muzyka towarzyszy parze od samego rano. Gdy on próbuje zwiększyć głośność ona demonstruje ból głowy.
Gdy Ona ubiera się najwolniej jak tylko można, On miota się jak lew w klatce by zaraz opaść na sofie z pilotem do telewizora, nerwowo poprzerzucać kanały, powstać i tak w kółko.

Ona, uzależniona od aktów miłosnych poświęceń z jego strony, zapragnęła wygrać rywalizację z zespołem Depeche Mode. Przecież to tylko muzyczny zespół, a ja jestem konkretnie z nim, jestem żywą ludzką ściana, która ma go odgrodzić od innych kobiet i żywym ludzkim filtrem, dokonującym starannej selekcji wszelkich sytuacji, które niebezpiecznie uprawdopodobniłyby pojawienie się jakiejś obcej kobiety. Było coś niepokojącego w jego chłopięcym podnieceniu związanym z tym koncertem. Z natury Ona nie była osobą dążącą do zawłaszczania i kontrolowania innych osób, ale ta jego ciągła potrzeba oddawania się jej i opiekowania się nią, wywoływały w niej przyjemność z gry i sprawowania nad nim subtelnej kontroli. On to czuł, czasami wiedział i była to gra dla niego szalenie podniecająca. Czuł się dzięki temu ważny i kochany, a życie nabierało głębszego znaczenia.

I jak potoczyła się dalej historia z koncertem ? Oboje się dzielnie spisali. Czas nieubłaganie upływał, a Ona mnożyła przeszkody. On, skutecznie je pokonywał. Była więc myjnia samochodowa, bez zakupowe zakupy, porcja lodów z ledwo naruszonym wafelkiem, który wylądował w śmieciach czy długie podciąganie majteczek w toalecie. Było wszystko co tylko kobieta jest w stanie wymyślić, a co piszący te słowa nawet nie jest w stanie sobie wyobrazić.  Dwuosobowe machinarium aktywnie wyszukiwało ludzi, sytuacje, które mogliby złożyć na ołtarzu miłości. Gdy już zaczynało brakować osób trzecich dobierali się ochoczo do siebie. Ona potrzebowało z jego strony wielu dowodów przywiązania, On ją stale prowokował by móc odświeżyć się w jej oczach nowym aktem oddania i poświęcenia.

Teraz na ołtarzu miłości znalazło się Depeche Mode. Ten zespół to jego młodość, soczyste lata dorastania. Dużo już czasu nie zostało. W sam raz by z lekkim opóźnieniem dotrzeć na koncert.
Ona: odwieź mnie w pobliże domu i już jedź. Jeszcze w tym pośpiechu spowodujesz wypadek.
On: dam radę, zobaczysz, wrócę jeszcze na śniadanie. A ty na pewno nie chcesz ze mną jechać ?
Ona: nie mówiłam ci, ale mam ważne spotkanie, nie chciałam cię martwić.

Wyruszył. Kierowca osiągnął spójność ze swoim wehikułem. Przyśpieszał, to zwalniał, wzrok wyszukiwał skróty, a mózg błyskawicznie podejmował decyzje. Przebijał się przez miasto by potem toczyć zapaśniczy pojedynek z parkowaniem. Wreszcie zajmowanie miejsca w sektorze niczym wspinaczka na Giewont i jest: ciemność, David Gahan i Violator.

Wrócił gdy była już głęboka noc. Zmęczony, przygarbiony, mięśnie uwolniły twarz z napięcia, wzrok niczym mała myszka, która szuka sianka. Był z siebie zadowolony. Złożył na jej ręce swój pełen poświęcenia wysiłek  pokonania całej tej trasy. Ona tą ofiarę przyjęła. Kobiecie bliskie są długie i uciążliwe trasy.
W piątkowy poranek:
On: puszczę ci "Master and servant"...
Ona: tylko cichutko.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz