sobota, 9 października 2010

Jimi Jarmush, Limits of control


Śmierc przypomina nam, że to co obecnie mamy nie zostanie nam zostawione. Odejdą nasi bliscy, stracimy wszystkie nasze przedmioty, bagaż myśli, uczuc, emocji, słowa, zapamiętane sytuacje. Nie jest to fajne więc próbujemy utrzymac co się da: bliskich, prace, pieniądze, seks. Zapamiętujemy przeczytane książki, obejrzane filmy, nauczone wiadomści, ale bezskutecznie. Zapomnimy, w końcu zapomną o nas. Śmierc taka mądra, taka skuteczna. I mamy nowy film Jimiego Jarmusha, który rozprawia się z tzw. twardymi systemowcami, ludźmi władzy, którzy próbują utrzymac to co mają w sposób szczególnie nachalny. Wierzą, że historia zapewni im nieśmiertelnośc. Wierzą w obiektywną, statyczną i mierzalną rzeczywistośc do tego stopnia, że każą się pilnowac uzbrojonym ochroniarzom. Wiara w historię, która jest przecież mistrzynią magazynowania w niepamięci. Magazynuje po to żeby nikt się nie dowiedział aż w końcu spłonie sam magazyn z całą zawartością. Przesłanie podobne zresztą do tego z "Autora widmo" R. Polańskiego. "Człowiek, który gapił się na kozy" Granta Heslova pokazuje władzę, która chce zawładnąc rzeczywistością nawet za pomocą zjawisk niewyjaśnionych i paranormalnych. Do magii sięgali politycy starożytności, sięgają i współcześni. Wygrac za wszelką cenę tylko po co. Filmy Jarmusha, Polańskiego i Heslova wcale nie są odkrywcze. To raczej twórcze spędzanie wolnego czasu z ich strony i miła rozrywka dla nas odbiorców. Chwała im, że opowiadali bez nawarstwiania scen przemocy.
Jest też inna droga: zobaczyc świat bez bagażu materialnych i mentalnych ograniczeń. Chociaż raz. Zobaczyc jak jest.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz