sobota, 12 października 2013

Inspiracja:
koncert Richarda Bona w klubie Wytwórnia w Łodzi 11 października;
napad na Romów w dzielnicy Łódź Górna w sobotę 5 października 2013 r.





"Uć" rzucił Richard Bona ze sceny. Obracane w dłoni koraliki do medytacji pomogły "puścić umysł", który bez zapory w postaci napięć wywołanych przez myśli, podążał naturalnie za dźwiękami. Muzyka zdawała się "robić co chce", "być nie przewidywalna" i "nie podlegająca kontroli". Umysł miękko przylgnął i podążał.

Zbierają kamienie do wiaderka, szykują pochodnie. Chłopcy z blokowiska w znoszonych przez wiosnę i lato adidasach, z przetłuszczonymi rękami i nogami. Ci szczupli i niscy wyglądają jak nietoperze z poobrywanymi skrzydłami. Ci grubsi niczym kury nieloty. Stado miejskich stworzeń, cierpiących na  chroniczny niedosyt i niedobór.

 Muzycy zgrabnie, z niewymuszonymi gestami bawili się swoją sztuką, wciągając łatwo do zabawy. Wszystko się działo jakby od niechcenia. Studiowanie dźwięków było profanacją i obelgą dla twarzy wyrażającej uśmiech czy bioder, które pomagały umysłowi odnaleźć jedność.

Krzątanina w cygańskim domu od wczesnego ranka. Kobiety ze skupieniem wykonują powtarzalne  czynności. Jedna z nich, ta która będzie próbowała oddzielić męża od napastników narażając się na dotkliwe pobicie, nieświadoma przyszłości. słodzi herbatę, uśmiecha się do cytryny.

Miło było patrzeć ze sceny jak obcy sobie ludzie, zmęczeni tygodniem pracy, odnajdywali się we wspólnej zabawie. Ludzie z innego kontynentu, kraju, języka reagowali na witalność i łagodność. Pozytywne kierowanie tłumem białych ciał w jesiennych swetrach, bluzkach, żakietach.

Bieda nie widzi w pełni swojej biedy. Bieda nie widzi bałaganu, sprzętów, które są śmieciami. Bieda nie czuje, że zapach jest nieświeży. Ale z biedy można uklecić dom, w którym kobiety i mężczyzna schronią się przed zimnem i wilgocią.

Nie była to polityczna manipulacja, która dzieli wykorzystując słowa, emocje, uczucia, wyrwane z kontekstu historyczne wydarzenia razem to miksując w coctail z napisem " Polska", "Świat".  Patrząc na zespół Richarda Bona i zgromadzenie pod sceną trudno uwierzyć w siłę frustracji. Przecież dobro przychodzi tak łatwo, jest tak niewymuszone.

Młode umysły pragną odnowy, zmian. Zaczynają od siebie. Zrobią więc kilkanaście pompek. Koledzy zademonstrują kopniaki na klatkę piersiową w miejsce, gdzie ludzie mają serce. Niewygimnastykowane ciała wzmacniają mięśnie wiaderkiem obciążonym kamieniami. Potem trzeba zrobić coś dla Polski, miasta. Sterroryzować biedę pochodniami w sobotni wieczór tak żeby bała się pisnąć. Wystraszyć Cyganów tak żeby nie potrafili się kochać. Miłość nie jest przeznaczona dla łódzkiego blokowiska ani cygańskiej biedy. Tu się hartują  chore na świerzb koty i kulawe psy.
 
Na koncert Richarda Bona prawie wszyscy przyjechali samochodami. Kobiety i mężczyźni aspirujący do władzy, pieniędzy albo po prostu spokojnego życia. Richard Bona się do nich wszystkich uśmiecha. Tu jest Łódź, która uczy się dobrze zjeść i smakować wina. Tutaj krytykuje się "Kaczora", gani Tuska, zagaduje o Palikota. Tu nie ma "mordowni" jak w młodzieżowych klubach muzycznych. Richard Bona pod choinkę. Richard Bona podczas jazdy samochodem. Doceniamy Richarda Bona i siebie na koncercie Richarda Bona. Ile luzu i zgrabności mają w sobie ci muzycy. Łódzka klasa średnia ma tu swój mały Londyn, też pragnie się tak zgrabnie poruszać, oj jak pragnie.

Zapłonęły pochodnie, łódzkie kobiety i dzieci struchlały...

PS. Omawiany koncert należał do jednych z najlepszych, na których byłem. Fajnie jak na Misty in Roots  w 1983 r. w Teatrze Muzycznym w Łodzi. Zagrali wtedy z Izraelem (Issiael). Przed rokiem "głęboko" było na Janie Garbarku (Katedra) wcześniej na Pendereckim (Mateusz). A wszyscy razem równie genialni jak punkowe MYCIA (Bordeaux) i The Civet (Kalifornia).






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz