sobota, 20 października 2012

Zaliczyłem Niżińskiego






Witold Zawodziński, Niżyński, Teatr Jaracza

Rzecz o człowieku, który w ucieczce przed światem trafił do baletu, a gdy był już za stary na wykonywanie zawodu, przy wydatnej pomocy rodziny i otoczenia, uciekł do zakładu psychiatrycznego. Tam zmarł. Dekadencja upadającego caratu, dwie wojny i bolszewizm były ponad siły wybitnego tancerza. Jak już nie rodzina, seksualni opiekunowie i sztuka nie dawały schronienia, zostało szaleństwo.

Rzecz o nas samych, o wariatach.

Ludzie ! Aktor już nie nosi trykotów. Nie zobaczycie młodych jąder i pośladków. Gość gra w jakimś drelichu.

Ludzie ! Czy Wy naprawdę chcecie oglądać przedstawienie o psychozie ? Widziałem w tym teatrze lepsze („Seans” Ireneusza Iredyńskiego), a na sali były pustki.

Ludzie ! Nie musicie wstawać jak roboty po zakończeniu spektaklu by klaskać na stojąco, udając że wam się ten Niżiński podobał.

Ludzie ! Rozumiem, że chcecie pochwalić się przed znajomymi, że się było na Niżińskim, w końcu kiedyś trzeba było pójść do teatru, a Jaracz jest od lat najlepszy w Łodzi.

Ludzie ! Przecież od połowy sztuki, na scenie nie dzieje się nic ciekawego. Ziewałem raz po raz. Tekst w kółko o tym samym, a numer z onanizmem zgrany. O przepraszam, gdy padło „słowo na ch” przestałem myśleć o meczu Widzewa z Piastem Gliwice i powróciłem do świątyni sztuki.

Łodzianie ! Uwolnijcie już Panów Wrocławskiego od Bogosiana i Maćkowiaka od Niżińskiego.
Przestańcie męczyć kasjerkę o te bilety. Mamy już 2012 rok !

Brawa dla marketingowców, którzy niczym psy pasterskie skutecznie zaganiają owce do zagrody.

Cytując Kondratiuka z Big Bang”: „Ludzie, ludzie, opamiętajcie się”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz