Witold Zawodziński, Niżyński, Teatr
Jaracza
Rzecz o człowieku, który w ucieczce
przed światem trafił do baletu, a gdy był już za stary na
wykonywanie zawodu, przy wydatnej pomocy rodziny i otoczenia, uciekł
do zakładu psychiatrycznego. Tam zmarł. Dekadencja upadającego
caratu, dwie wojny i bolszewizm były ponad siły wybitnego tancerza.
Jak już nie rodzina, seksualni opiekunowie i sztuka nie dawały
schronienia, zostało szaleństwo.
Rzecz o nas samych, o wariatach.
Ludzie ! Aktor już nie nosi trykotów.
Nie zobaczycie młodych jąder i pośladków. Gość gra w jakimś
drelichu.
Ludzie ! Czy Wy naprawdę chcecie
oglądać przedstawienie o psychozie ? Widziałem w tym teatrze
lepsze („Seans” Ireneusza Iredyńskiego), a na sali były pustki.
Ludzie ! Nie musicie wstawać jak
roboty po zakończeniu spektaklu by klaskać na stojąco, udając że
wam się ten Niżiński podobał.
Ludzie ! Rozumiem, że chcecie
pochwalić się przed znajomymi, że się było na Niżińskim, w
końcu kiedyś trzeba było pójść do teatru, a Jaracz jest od lat
najlepszy w Łodzi.
Ludzie ! Przecież od połowy sztuki,
na scenie nie dzieje się nic ciekawego. Ziewałem raz po raz. Tekst
w kółko o tym samym, a numer z onanizmem zgrany. O przepraszam, gdy
padło „słowo na ch” przestałem myśleć o meczu Widzewa z
Piastem Gliwice i powróciłem do świątyni sztuki.
Łodzianie ! Uwolnijcie już Panów
Wrocławskiego od Bogosiana i Maćkowiaka od Niżińskiego.
Przestańcie męczyć kasjerkę o te
bilety. Mamy już 2012 rok !
Brawa dla marketingowców, którzy
niczym psy pasterskie skutecznie zaganiają owce do zagrody.
Cytując Kondratiuka z Big Bang”:
„Ludzie, ludzie, opamiętajcie się”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz