środa, 3 sierpnia 2011

Włoskie lato



Inspiracja:

Luca Guadagnino, Jestem miłością, 2009
Giuseppe Tornatore, Nieznajoma, 2007
Bernardo Bertolucci, Rzymska opowieść, 1999

Wszystkie te trzy filmy łączy styl i podobne postacie kobiece. U Almodovara jest kolorowo, w „Vicky Cristina Barcelona” Woody Allena kolorowo i zabawnie, w „Różyczce”Jany Kidawy Błońskiego ciekawie, ale niestety szaro. U Włochów mamy dużo słońca, refleksyjnie spowolnioną narrarcje, piękne zdjęcia i scenografię. Włoscy reżyserzy zdają się podkreślać, że romans romansem, ale na pierwszym planie jest film jako dzieło sztuki. Temu też podporządkowany jest wątek społeczny. To nie są Włochy mafii, afer Berlusconiego, gór śmieci w Neapolu, imigrantów z Lampeduzy czy Interu Mediolan. Nawet brutalne sceny z „Nieznajomej” są artystyczne. Ukrainka w filmie Tornatore, Rosjanka z „Jestem miłością” czy Kenijka Bertolucciego cierpią szlachetnie, jak święci we włoskich kościołach. Ludzi nie trzeba szokować, epatować brutalnością byle tylko zwrócić na siebie uwagę, ale poprzez piękno pobudzić do refleksji. Niby to elementarne, a jednak nie takie częste w kinie. Historie te kończą się szczęśliwie bo nasze bohaterki służą miłości, a ona uczy cierpliwości, poświęcenia i pozwala zwyciężyć. Miłość pozwala też znaleźć widzowi dystans do omawianych bolesnych tematów społecznych. Kultywowanie tematyki miłosnej u kobiet jest codzienną praktyką duchową. Gdy oglądamy piękne wnętrza i rekwizyty nie myślimy wtedy o naszych problemach, o głodzie w Somalii czy zbrodniach Baszara al - Assada w Syrii. W Polskim kinie takie podejście ma Andrzej Wajda, w mniejszym już stopniu widać to u Filipa Bajona, Jana Jakuba Kolskiego, Andrzeja Barańskiego czy zapomnianego Witold Leszczyński. U nas dominuje klimat wiejski, małomiasteczkowy. Na pełnie lata w mieście zapraszają Włosi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz