środa, 3 lutego 2010

Lili

Pierwsze doświadczenie jakie zapamiętałem po przyjeździe do Łodzi to grający w szachy panowie w Parku Staromiejskim i czerwone tramwaje. Fascynujący widok małego pociągu wijącego się ulicą Zgierską i przecinającego Plac Wolności. Na Placu Wolności stał żołnierzyk z szabelką zwany Tadeuszem Kościuszką. Pomnik odsłonięto dopiero w grudniu 1930 roku chociaż decyzja o budowie zapadła w 1917 r.w stulecie śmierci Naczelnika. Czerwonym pociągiem mogłem się przejechać m.in. dzięki moim opiekunom i  fabrykantowi Alfredowi Bidermannowi, który zainwestował w miejski i podmiejski tramwaj. Babcia pozwoliła mi odbyć podróż, której czas trwania wyznaczył jeden przystanek.  Łódź narodziła się w oczach chłopca jakim wtedy byłem z początkiem lat 70-tych. Rodowitym Łodzianinem zatem nie  jestem.  Był nim Bruno Bidermann. Bruno był bratem Alfreda, tego który wybudował pałac przy Franciszkańskiej w 1912 r, a który codziennie oglądam idąc do pracy, skąd wyjeżdzałem na kolonie, przez którego ogród lip i dębów żona śpieszyła na uczelnie.  Bruno odziedziczył fabrykę po śmierci brata w 1936 r. Przyczynił się do wybudowania Miejskiej Biblioteki Publicznej  i Domu Pomnika Marszałka Piłsudskiego ( dzisiaj Łódzki Dom Kultury na Tragutta ). Organizował komitet pomocy dla więźniów Radogoszcza ( obóz koncentracyjny 1940-45 ).
Młodsza córka Lili wstąpiła do AK. Nie zgodziła się na  podpisanie volkslisty, co reszcie rodziny gwarantowało bezpieczeństwo ze strony okupanta i ochronę majątku. Uciekła więc z ukochanym  do Radomia w Generalnej Guberni. W 1942 została aresztowana przez gestapo. Dowództwo AK pozwala jej podpisać volkslistę co też czyni. Wychodzi na wolność. Za próbę ratowania działacza podziemia znowu trafia pod pręgierz śledczych z ulicy Gdańskiej  jako zdrajczyni narodu niemieckiego. Wytrzyma dwa lata. W nocy 17 na 18 stycznia 1945 r spalono Radogoszcz wraz z więźniami. Zdołało uciec 25 osób.  Przy próbie ewkuacji więzienia dla kobiet Lili wykorzystuje zamieszanie przy nalocie i chowa się w rowie. Powróciła  do domu, pałacu przy Franciszkańskiej. 19 stycznia Armia Czerwona wkroczyła do Łodzi. Pozwolono Bidermanom spakować jedną walizkę i nakazano opuścić miasto. Dla sześćdziesięcioletniego  Bruna, jego żony i wycieńczonej córki to zbyt duży wysiłek. Zastrzelił żonę,  Lili i popełnił samobójstwo. Zgodnie z życzeniem zawartym liście zostali pochowani w ogrodzie przypałacowym. Ekshumcja została przeprowadzona dopiero w latach siedemdziesiątych. Pałac w stylu modernistycznym z mansardowym dachem ( łamany z użytkowym poddaszem ) zostanie wyremontowany przez Uniwersytet Łódzki w latach 1999 - 2003 r. Podobne pałacyki buduje się obecnie w Łodzi w okolicach Parku Julianowskiego.  Pierwszą farbiarnię wybudował ojciec Bruna, Robert Bidermann w 1863 r. pałac brat Alfred w 1912 r. Bruno stał się spadkobiercą dziedzictwa. Bronił go już  przed bolszewikami służąc  w wojsku polskim w latach 1918 - 1920 , w którym dosłużył się stopnia kapitana. Odbył gruntowne studia politechniczne i ekonomiczno - prawne. Zrobił doktorat w Heidelbergu. Wszystko to w kontekście rodzinnego miasta - Łodzi. Zanim na Franciszkańskiej powstał elegancki pałac mieszkał wraz z braćmi w skromnym domku specjalnie wybudowanym dla synów przez Roberta Bidermanna. I w tym magicznym dla niego miejscu dzieciństwa i młodości skończył ze sobą a rodzinie oszczędził cierpień. Radogoszcz, Getto w sąsiedztwie, niemiecka okupacja, która dla byłego polskiego żołnierza i Niemca z pochodzenia była trudnym doświadczeniem, antyfaszystowskie zaangażowanie córki  i w końcu Armia Czerwona, która wdziera się w świat Bidermannów z 25 letnim opóźnieniem. Uratowała się za to siostra Lili - Adalisa, która wyjechała do Niemiec w 1944 r oraz wielu potomków Bidermannów, w końcu Robert miał trzynaścioro dzieci.
Poniżej link do artykułu, który szczegółowo opisuje opowiedzianą  historię.
http://lodz.gazeta.pl/lodz/1,35136,7530808,Zdarzylo_sie_w_Lodzi__historia_rodziny_Biedermannow.html?as=3&ias=7&startsz=x

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz